Mirek z Mielca – świadectwo

17 kw.
0

Mirek z Mielca – świadectwo

 

 

W tym roku (2012), przejeżdżając motocyklem pół Afryki, dojechałem do Kamerunu.
Była to już moja piąta wyprawa na ten kontynent.
Przyjechałem z dobrym znajomym, z którym objechałem kawałek świata, ale dla niego Afryka była nowością, był tam pierwszy raz.
Jechaliśmy najpierw przez Afrykę północną (arabską) – Maroko, Saharę Zachodnią, Mauretanię, Dalej – Mali, Burkina Faso. Przejechaliśmy przez Nigerię, by w końcu dotrzeć do Kamerunu.
Po drodze widzieliśmy biedę, głód oraz dużo innych mało przyjemnych rzeczy, z którymi kojarzy nam się Afryka.
Będąc w drodze, jadąc na motocyklu nie dało się nie poczuć Afryki. Spaliśmy w namiotach, kapaliśmy się w rzekach, jedliśmy jedzenie kupowane na straganach. Nie ominęły nas choroby takie jak ameba, malaria.

Ojciec Darek był pierwszą białą osobą spotkaną od kilku tygodni, a na pewno pierwszym Polakiem, z którym mogliśmy porozmawiać w ciągu naszej dwumiesięcznej podroży po Afryce.
Sierociniec, który Ojciec Darek prowadzi w stolicy Kamerunu, wydał nam się ostoją bezpieczeństwa i spokoju.
W obrębie murów, oddzielających sierociniec od miasta, czuć spokój, porządek i bezpieczeństwo.
Dla mnie, człowieka , który dzieciństwo przeżył w czasach komunistycznych, który nie był rozpieszczany i nigdy nie poznał nadmiaru zabawek, ani słodyczy, życie w sierocińcu jest najzwyklejszym życiem, dorastaniem, jakie dziecko może mieć.
Najzwyklejsze nie oznacza w tym przypadku braku czegokolwiek.
Dzieci, które są w sierocińcu mają to, co do wychowania jest najważniejsze – porządek, poczucie jedności z innymi, hierarchię wartości.

Ojciec Darek zachowuje się jak prawdziwy ojciec – dba o wszystkich, trzyma porządek. Widać jego troskę o zapewnienie przyszłości dzieciom. Zarówno tej najbliższej przyszłości – żeby było co zjeść, żeby były pieniądze na opłaty, żeby dzieci miały coś do ubrania. Ubrania to też już dalsza przyszłość – żeby chodzić do szkoły zazwyczaj trzeba mieć mundurek szkolny. A szkoła i edukacja – to już dalsza przyszłość. Widać, jak bardzo w sierocińcu dba się o edukację; i że to, czego nauczymy się w młodości, będzie procentowało w przyszłości.
Znając poziom edukacji w szkołach państwowych Ojciec Darek stara się, by jak najwięcej dzieci chodziło do szkol prywatnych, w których poziom nauczania jest zdecydowanie wyższy. A jeżeli ktoś jest dobry w szkole, dobrze się uczy , takiego młodego człowieka warto wysłać do szkoły średniej, a później i na studia. A wszystko kosztuje – więc nawet, jeśli już dany wychowanek sierocińca nie mieszka w obrębie murów, a próbuje żyć jak dorosły człowiek, a jest zdolny i chce kontynuować edukacje – Ojciec Darek w miarę możliwości dalej wspiera.

W Afryce wychowanie dzieci jest zupełnie inne niż w Polsce, czy w Europie. Tutaj nie ma zajęć pozalekcyjnych, nie ma kółek zainteresowań, nie ma sekcji sportowych. Dla prawie wszystkich dzieci normą jest to, że po szkole pomaga się w domu. I tak jest też w sierocińcu – każdy ma swoje zadanie do wykonania – pomóc w kuchni, posprzątać w obrębie sierocińca, przynieść wody. Oprócz tego dzieci muszą zająć się sobą. Nie ma niańki, nikt się nad dziećmi nie użala. Jak ktoś sobie wbije drzazgę w palca, albo stłucze kolano, to nie ma lamentów, nie ma głaskania, czy przytulania. Afryka rządzi się swoimi prawami, nie możemy oceniać tego co się tam dzieje, wg skali ocen człowieka białego. I w Afryce byłoby śmieszne, lub nie do pomyślenia, żeby robić lament przy każdym stłuczeniu kolana, czy tez zadraśnięciu. Dzieci bawią się dalej. Lecz kiedy jest potrzeba, drzazgę się wyciągnie, a stłuczone kolano opatrzy. Dla dzieci w Afryce czymś nienaturalnym jest przytulanie, czy rodzicielskie czułości. Rodzic jest od tego, żeby nakarmić, wychować i dać poczucie bezpieczeństwa. Jednak znaczna część ludzi w Afryce jest na tyle biedna, ze nawet nie jest w stanie zapewnić takich podstawowych rzeczy dla swoich dzieci. W Misji Kamerun dzieci mają zapewnione mieszkanie, wyżywienie, ale także bezpieczeństwo.

Mówiąc o różnicach pomiędzy ludźmi z Afryki, a nami, białymi, daje się zauważyć także podejście tamtejszych ludzi do życia, do śmierci. Na tyle życie jest tam ciężkie, ze każdy myśli o tym żeby przetrwać. I bardzo dobrze im to wychodzi – ludzie potrafią zrobić potrawy prawie ze wszystkiego co rośnie. I zjeść można prawie też wszystko – od małpy, czy węża, na larwach robaków kończąc. I nie ma w tym nic odrażającego – to jest Afryka. Małpa, waż, czy osioł- jeżeli da się złapać, zabić, to w końcu ląduje na talerzu.
Ale ten talerz, to często jest tylko pojęciem względnym. Tam ludzie maja inna kulturę. Zarówno w krajach arabskich, jak i w Czarnej Afryce, zazwyczaj nie używa się sztućców, czy talerzy. Je się rękami, z jednej, wspólnej miski. Dla nas, nauczonych jeść przy stole, pokrytym białym obrusem, z zastawą w najrozmaitsze wzory i kolory, widok ludzi siedzących na podłodze i jedzących rękami z jednej miski może być przejawem zacofania, czy biedoty. Jednak dla nich jest to czymś najbardziej normalnym, do czego ludzie są przyzwyczajeni, co jest dla nich normalnością.
Nie możemy oceniać tego co się dzieje w Afryce swoją europejską miarą, musimy wziąć na uwagę różnice kulturowe, geograficzne, środowiskowe, edukacyjne.
Często błędem białych, przyjeżdżających do afryki jest użalanie się nad biednymi ludźmi, zwłaszcza dziećmi, na rozdawaniu jedzenia, pieniędzy. Takie zachowanie nie uczy nic dobrego. Nie trzeba się nad mieszkańcami Afryki użalać, bo to niewiele pomoże. Nie trzeba przytulać dzieci, ani rozdawać im cukierków. Takim zachowaniem jedynie oszukujemy swoje sumienie – po naszym wyjeździe nic się nie zmieni. Dzieci trzeba wychowywać, zapewniać im możliwości do edukacji, stwarzać poczucie bezpieczeństwa.
I to wszystko należy robić zachowując się według ichniejszej kultury, zwyczajów,
I właśnie takie rzeczy da się mocno zauważyć w działaniu Sierocińca prowadzonego przez Ojca Darka.

Ojciec Darek już prawie 20 lat jest w Afryce, działa, pomaga robi co może. W jego działaniu nie widać zapału człowieka, który przyjechał na krótką chwile do Afryki, a któremu się wydaje, że wszystko może i zmieni los wielu ludzi. To tylko mrzonki, wyobrażenie ludzi, którzy przyjeżdżają pełni zapału, a wracają zazwyczaj po poniesionej klęsce.
W Afryce trzeba cierpliwości, dużo czasu. Żeby pomóc tamtejszym ludziom, trzeba się nauczyć żyć tak, jak oni żyją, trzeba zrozumieć ich mentalność, trzeba przejąć ich zasady, lub przynajmniej je respektować. I takie zachowanie widać po Ojcu Darku. Jest on osobą szanowaną – poczynając od najmłodszych swoich podopiecznych, a kończąc na ważnych urzędnikach państwowych. Ojciec Darek nauczył się cierpliwości, bo bez tego nie można spędzić dwóch dekad w Afryce. I cały czas pomaga, wychowuje, daje przykład. ….

Categorised in:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *