Podlaskie złote rączki – motorowcy Roberty

Image Placeholder
21 kwi
0

Podlaskie złote rączki – motorowcy Roberty

Cześć Darek!

 

Krok, po kroku wracam do zwykłego rytmu dnia, pracy… Nazbierało się wiele spraw – przeważnie zawodowych – które należą do tych, co były do załatwienia “na wczoraj”. Z trudem wypracowuję wolną chwilę, żeby napisać tych kilka słów, które napisać muszę koniecznie !!!

Przede wszystkim, to WIELKIE DZIĘKI ! – za zaproszenie, gościnę, pomoc przy załatwianiu dokumentów, ustalaniu trasy, załatwianiu noclegów i w końcu za pożyczony obiektyw do aparatu ! Burza emocji i doświadczeń jakie przywieźliśmy ze sobą do domu nie przemija, a przy oglądaniu zdjęć i filmików dodatkowo rośnie, hehe . Nie spodziewałem się, że spotkanie z Afryką okaże się “zderzeniem” z Afryką. Doświadczenie Afrykańskiej rzeczywistości chyba na zawsze wryło się w moje postrzeganie świata, życia, siebie samego…

Muszę Ci się przyznać, że pierwsze chwile u Was w Misji były trochę… szokujące. Wyrwany z europejskiego postrzegania świata, rodziny, relacji, itd. miałem ciągłą gonitwę pytań : dlaczego to…, dlaczego tak… Myślę, że chyba każdy przyjezdny przeżywał lub będzie przeżywał to samo ( taki lekki szok ), bo jak niby pojąć, że kilkuletnie dzieci muszą tyle i tak pracować że jedzą raz, dwa razy dziennie, wstają tak rano, itd… Dzisiaj wiem, że gdybym wyjechał od Was nie widząc życia poza murami Misji, to miałbym mieszane uczucia.

Dopiero 2 tygodnie podróży przez cały Kamerun pokazały mi, jak wiele szczęścia mają Wasze dzieciaki. Dopiero w konfrontacji z biedą, chorobami, głodem, opuszczeniem innych dzieciaków widać, że Epi, Sonia, Jason, Natasza i cała reszta małolatów wygrały “los na loterii” i otrzymały szansę na normalne życie.

Z całym przekonaniem dziś piszę : DOBRA ROBOTA, Dominikaninie !!!

W pierwszym momencie można się pogubić, bo przenosimy na grunt Kamerunu nasze

EUROPEJSKIE kryteria, doświadczenia i oczekiwania, a przecież rzeczywistość jest Afrykańska… W pewnych sytuacjach trzeba postępować twardo i konsekwentnie ( tak trochę “bez serca” ), bo przecież nieubłaganie zbliża się czas, kiedy dzieciaki z Misji same będą musiały zmierzyć się z dorosłym życiem. Będą musiały być twarde, pracowite i jednocześnie wiedzieć, że siłę czerpie się z modlitwy i wypracowanych ciężko przyjaźni ! Dopiero z takiej perspektywy widać, że dzieci z Misji, to nie “ciepłe kluchy”, które trzeba będzie niańczyć przez całe życie, ale osoby dobrze przygotowywane do konkretnych realiów życia. Myślę, że to, że dzieci mają co jeść, gdzie spać, w co się ubrać, chodzą do szkoły i nie czują się samotne, to wielki sukces Twój i wszystkich ludzi, którzy Wam pomagają ( tu wspominam blond Anię i tych, których nie znam osobiście, a tylko z Twoich i Ani opowiadań ).

Ten dzisiejszy mail doczeka się jeszcze kontynuacji, bo bogactwo wrażeń i doświadczeń przywiezionych z Kamerunu nie da się zamknąć w jednym liście… Dziś chciałem tylko krótko opisać moje spotkanie z Wami, z rzeczywistością Waszego życia, zaskoczeniem – nawet lekkim szokiem – i w końcu zrozumieniem dlaczego życie w Misji musi być poukładane w taki to właśnie sposób.

Dziękuję za wszystko, co mnie dzięki Waszej dobroci i uprzejmości spotkało. Modlę się o wytrwałość dla wszystkich zaangażowanych w to dobre dzieło, szczególnie za Ciebie i ludzi ze Stowarzyszenia, by nie zabrakło gorliwości i wiary w słuszność Waszej ciężkiej pracy. Mam nadzieję, że jeszcze będzie mi dane spojrzeć osobiście w te kilkanaście czarnych, niezapomnianych par oczu… Pozdrów ode mnie i drugiego Roberta dzieciaki i całą resztę mieszkańców misji !

Categorised in: ,