dariusz@misja-kamerun.pl
O. Artur o swoim spotkaniu Chrystusa w Afryce
Zamieszczamy świadectwo o.Artura Hąci OP z wyjazdu do Kamerunu w 2006r. Artur w czasie pobytu u nas był diakonem a wcześniej już lekarzem. W szpitalu im. Raszei w Poznaniu odbył praktyki lekarskie, a po święceniach chciał wyjechać na misje. Ułożyło się trochę inaczej …
“Misja w Kamerunie”
W dniach od 30 czerwca do 4 sierpnia 2006 r. przebywałem w Kamerunie, w miejscowości Bertoua.
Ugościł mnie tam jeden z naszych wspołbraci, o. Dariusz Godawa.
Celem mojego wyjazdu było poznanie warunkow pracy i potrzeb misyjnych w tym kraju.
Poprzez rozmowy z pracującymi tam misjonarzami chciałem dowiedzieć się,
w jaki sposob najlepiej przygotować się do wyjazdu na misje do Afryki.
O tym, gdzie byłem
Kamerun to państwo w środkowej Afryce o powierzchni 475 440 km2,
połozone pomiędzy Zatoką Gwinejską, znajdującą się tuz nad rownikiem, a Jeziorem
Czad połozonym nieco na południe od Sahary.
Niektorzy nazywają ten kraj Afryką w miniaturze, poniewaz mozna tam spotkać prawie wszystkie elementy afrykańskiego krajobrazu, takie jak morze, gory, rowniny,lasy tropikalne, sawannę, a na połnocy strefę połpustynną.
W Kamerunie mieszka ok. 16 milionow mieszkańcow,z czego 20% posługuje się językiem angielskim, zaś 80% językiem francuskim. Poza tymi dwoma językami europejskimi występuje tam wielka liczba lokalnych dialektow. Mozna powiedzieć, ze kazda wioska posiada swoj własny lokalny język. Jednak duze rozdrobnienie plemion i uzywanych przez nie dialektow powoduje, ze wszyscy Kameruńczycy znają przynajmniej jeden z dwoch językow urzędowych. Jest to konieczne, poniewaz umozliwia porozumiewanie się z mieszkańcami sąsiednich wsi i ma to szczegolne znaczenie, jeśli zdamy sobie sprawę, ze w ostatnich latach nastąpiły istotne
przemieszczenia ludności na terenie Kamerunu. Jako języki urzędowe angielski i francuski są tez językami, w ktorych uczy się w szkołach.
Jeśli chodzi o religię, to chrześcijanie stanowią w tym kraju ok. 40% ludności, podobnie jak muzułmanie, natomiast wyznawcy religii miejscowych to w przyblizeniu 20% mieszkańcow.
O tym, gdzie zyłem
Parafia pw. Świętych Apostołow Piotra i Pawła w Bertoua,ktorej proboszczem od 10 lat jest o. Dariusz Godawa OP, liczy ok. 6 000 wiernych. Wspolnota ta charakteryzuje się dynamicznym rozwojem i to pomimo pojawiających się wielu trudności związanych ze specyfiką afrykańskiej rzeczywistości.
Ojciec Dariusz swoją działalność duszpasterską kieruje przede wszystkim ku dzieciom i młodziezy. Tylko bowiem u młodych ludzi mozna dokonać prawdziwej przemiany. Nie zmienia to faktu, ze opieką duszpasterską objęci są wszyscy mieszkańcy parafii. Na terenie parafii działa wiele grup, jak choćby Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin, grupa modląca się za dusze czyśćcowe, Dzieci Świętego Dominika, Sprawiedliwość i Pokoj, Legion Maryi, Grupa Kobiet, Ministranci, Młodzi Świata, Rycerstwo Niepokalanej, Dzieci Świata (oaza dzieci), Chor św. Michała Archanioła i Chor „Głos Dawida”. Oba chory w niezwykle ekspresyjny sposob ubogacają liturgię sprawowaną w kościele. Parafianami na terenie wiosek podczas nieobecności o. Dariusza zajmują się specjalnie przygotowani katechiści.
Bardzo cennym dziełem prowadzonym przez o. Dariusza jest sierociniec. Przebywa tam obecnie 20 dzieci. Korzystają one z luksusu normalnych warunkow mieszkalnych.
Jak juz wspomniałem, zycie parafii ubogacane jest przez działalność młodziezowych grup czy chorow. Organizowane są rowniez pielgrzymki, ktore w trakcie trwania wędrowki rozrastają się, poniewaz dołączają się do nich ludzie z kolejnych mijanych miejscowości.
Odbywają się takze spotkania młodych. Uczestniczyłem w jednym z nich we wsi Mambaya.
Przybyło tam bardzo wielu młodych ludzi, ktorzy dzięki temu mieli mozliwość spotkania i pogłębienia swojej wiary. Takie zloty młodych ludzi to eksplozja muzyki, tańca i śpiewu. Wrazenie tego festiwalu uczuć, radości i szczerej prostej wiary pozostanie w mojej pamięci na długo. Zachęcają mnie one do powrotu w tamte strony.
Ojciec Dariusz wspiera parafian takze finansowo, szczegolnie w nagłych sytuacjach, takich jak cięzka choroba czy wypadek, gdy nie ma innej mozliwości i trzeba udać się do szpitala. Jednak ta pomoc pojawia się nie tylko w nagłych przypadkach. Organizuje się rowniez akcję spierania edukacji dzieci poprzez dofinansowywanie ich nauki w szkole.
Wazną rolę pomocową w działalności o. Dariusza, szczegolnie przy nauczaniu dzieci czy prowadzeniu licznych dzieł parafialnych, stanowią przyjezdzający z Europy wolontariusze.
O zyciu ludzi, ktorych pokochałem
Głoszenie Chrystusa i ukazywanie prawd wiary oraz nauka moralności zderza się w Kamerunie z miejscową mentalnością, śladami dawnych wierzeń i trudną sytuacją zyciową. W kraju tym większość ludzi zyje w skrajnym ubostwie. Wysyłanie dzieci do płatnych szkoł jest dla nich ogromnym problemem.
Podobną nie do pokonania przeszkodą są opłaty pobierane w placowkach publicznej słuzby zdrowia. W Kamerunie jest rzeczą normalną, ze ludzi zwykle nie stać na udanie się do szpitala.
Ojciec Dariusz opowiadał o wypadku autobusu w Bertoua, w ktorym rannych zostało ok. 20 osob. Zawieziono wszystkich pod szpital. Jednak do szpitala przyjęto tylko tych, ktorzy mieli w kieszeni pieniądze. Reszta umarła przed bramą szpitala.
Bardzo rozpowszechnione są tu roznego rodzaju przesądy. Mozna zostać łatwo oskarzonym o czary. Juz samo takie oskarzenie wystarcza, by przynajmniej na poł roku pojść do więzienia.
Za efekt uroku rzuconego przez nieprzyjaciela uznawanych jest wiele chorob, takich
jak malaria czy AIDS. Zresztą właśnie malaria i AIDS stanowią bardzo powazny problem w Kamerunie.
Oprocz nich powszechnie występuje takze wiele innych chorob, ktorych nie nalezy lekcewazyć:
cholera, tyfus, zołta febra, wirusowe zapalenie opon mozgowych.
Statystyczny okres zycia mieszkańcow Kamerunu to ok. 50 lat. Śmiertelność noworodkow to 150 zgonow na 1000 urodzeń (dla porownania w Polsce jest to stosunek 7 do 1000).
Trudną sytuację pogłębia jeszcze wielodzietność rodzin połączona z nędznymi dochodami.
Częstym zjawiskiem jest poligamia. Jeden męzczyzna zyje z kilkoma kobietami, ktore egzystują ze sobą w harmonii, dopoki mąz z rowną uwagą traktuje kazdą z nich. Poza tym kobiety posiadają dzieci z wieloma męzczyznami dlatego czasami trudno ustalić, jakie są stopnie pokrewieństwa pomiędzy poszczegolnymi członkami rodziny.
Spotkałem rodzinę, w ktorej jeden męzczyzna miał 54 dzieci z 10 kobietami. Bieda i skomplikowana sytuacja rodzinna powodują, ze dzieci bardzo szybko starają się usamodzielnić. Niestety niejednokrotnie kończy się to w przypadku dziewcząt prostytucją oraz kradziezami w przypadku chłopcow.
Ciekawym doświadczeniem dla Europejczyka jest proba zrozumienia, czym dla Afrykańczykow jest czas. Mają oni zupełnie inne poczucie czasu. Nigdzie się nie śpieszą. W ich rodzimych językach nie ma czasu przyszłego, jest jedynie tu i teraz oraz to, co juz było. W wyniku tego Afrykańczycy nie mają zmysłu przewidywania oraz zabezpieczania swojej przyszłości – zyją teraźniejszością.
Bardziej świadomi mogą wybiec w przyszłość maksymalnie na dwa lata. Dlatego tez nie ma się co dziwić, ze np. decydując się na jazdę autobusem, trzeba pamiętać, ze autobus wyruszy, kiedy będzie pełen pasazerow i to co do ostatniego miejsca. Czasami trzeba czekać kilka godzin, ale nikogo to nie denerwuje. Kazdy siada i czeka. Czekanie bowiem to swoisty zwyczaj Afrykańczykow. Oni się wtedy nie nudzą, nie tylko nie marnują czasu, ale w ich odczuciu „produkują czas”. Trudno to zrozumieć Europejczykowi.
Pokochałem tych ludzi pomimo ich wad, niegospodarności, lenistwa i zycia chwilą obecną.
Ujęła mnie jednak ich szczerość i otwartość, radość zycia, a nade wszystko wzajemna troska o siebie.
O Chrystusie, ktorego spotkałem w Afryce
Chrystusa spotkałem przede wszystkim w biednych: w umierającej na AIDS młodej dziewczynie, ktora przed śmiercią przyjęła chrzest, w sześcioletniej Natu, ktora porzucona przez matkę mieszka w sierocińcu prowadzonym przez o. Dariusza. Widziałem Go tez w chorej na malarię kobiecie, ktora będąc w szpitalu, umierała bez pomocy, poniewaz nikt nie chciał się nią zająć – była zbyt biedna, by zapłacić lekarzowi za wizytę.
Widziałem Go takze w misjonarzach. Często trwają oni na misji, mimo ze wiedzą, iz kto inny zbierze plon ich pracy. To są bohaterowie wiary. Jak bardzo musi być potęzna ta wiara, skoro nie podcina jej cała beznadziejność afrykańskiej codzienności. Bo nadal wiele młodych dziewczyn będzie się prostytuować. Nadal wielu młodych chłopcow będzie kraść.
Po ludzku rzecz biorąc, szanse na to, ze cokolwiek w Afryce moze się zmienić są niewielkie.
Jednak tylko po ludzku, bo Kościoł w Afryce się rozwija. Ma mniej więcej 100 lat, a przeciez widać wyraźny postęp, nawet kultura – co prawda powoli – zaczyna się chrystianizować.
Chrystus staje się obecny w ich zyciu. Być moze dopiero na łozu śmierci, ale przeciez decyzja wiary jest aktem dojrzałości.
W naszej parafii owocem działalności misyjnej o. Dariusza jest między innymi przekonanie parafian o skuteczności i wazności sakramentu chorych. Teraz wzywają o. Dariusza o kazdej porze, kiedy tylko uznają, ze potrzebne jest udzielenie tego sakramentu. Nauka ta trwała dobre kilka lat. Dziś przynosi jednak owoce.
Niejednokrotnie jeździliśmy do chorych z tą posługą w nocy.
Patrząc na działalność duszpasterską ojca Dariusza w Kamerunie, byłem pod wielkim wrazeniem jego gorliwości i ojcowskiej troski, z jaką reagował na kazdą prośbę o pomoc. Wciąz myśli o nowych sposobach docierania do tych ludzi, o tym, jak im pomagać i umacniać ich wiarę. Z ich strony spotyka się to ze zrozumieniem i wdzięcznością. Parafianie zapraszają go na roznorodne swoje święta i wazne uroczystości rodzinne.
Sam uczestniczyłem m.in. w uroczystym przekazaniu darow w zamian za zonę.
Na koniec pozostaje zatem pytanie: czy warto jechać do Afryki?
Oczywiście. Oni tam na nas czekają.
Artur Hącia OP