dariusz@misja-kamerun.pl
Boże Narodzenie 2000
Po Adwencie, przyszło jak co roku Boże Narodzenie. Tego roku do wieczerzy wigilijnej usiedliśmy, zresztą tak jak w zeszłym roku i w poprzednim, z naszymi siostrami.
zdjecie
Było 12 dań jak w Polsce i siano z naszej 2-metrowej trawy pod obrusem i jedno wolne nakrycie, … ale i tak nikt nie dołączył, bo tutaj “polska wigilia” nie jest zupełne znana. W kameruńskiej rodzinie wieczór 24 grudnia niczym nie rożni się od innych wieczorów. No może tylko (aż) tym, że Polacy zaczęli wprowadzać Pasterkę. W pierwszym roku po objęciu przez nas parafii na pasterce było może 20 osób. Tego roku było ich już przeszło 300. Pasterka zaczęła się o godz. 20 miejscowego (i polskiego, bo “waszą” zimą mamy taki sam czas) czasu.
Gdyby ktoś z was “spadł nagle z nieba” na nasza pasterkę, to łzy popłynęły by mu z oczu. Dlaczego? Bo nie ma żadnej kolędy, nic, zwykle murzyńskie tańce i śpiewy, …a to jest dobre na wieczorek folklorystyczny, ale nie dla Polaka na Pasterkę. Oczywiście te ichnie śpiewy i przyśpiewki to są właśnie ichnie kolędy. Ale czy Polak potrafi…, przeżyć pasterkę bez: “Wśród Nocnej Ciszy”, “Bóg się rodzi”, “Cicha Noc” ? …no potrafi, ale musi mieć więcej wiary niż tradycji w sobie, bo naprawdę jest trudno. Dopiero po 7 tak przeżytych pasterkach zaczyna się już wszystko rozumieć, i po katolicku przeżywać, to co jednak przecież “Gwiazdka” z sobą “wnosi” do serca.
zdjecie
Główna Msza Święta Bożonarodzeniowa odbyła się oczywiście 25 grudnia 2000 o godzinie 10:00. I o dziwo prawie wszyscy byli na czas. “Okłamaliśmy” ich że Msza będzie o 9:00. Gościliśmy, tradycyjnie już, naszego Arcybiskupa Roger Pirenne, więc nie wypadało pokazać się ze spóźnialskiej strony. Tutaj prawie nikt nie ma zegarka, wiec spóźnienia na Msze niedzielne dochodzą do 100 minut (1godz 40 min). By zatem skrócić spóźnienie do 40 minut, rozpoczęcie Mszy Św., zwłaszcza tak uroczystej, trzeba niekiedy ogłosić na godzinę wcześniej. No i wtedy wszystko jakoś przyzwoiciej wygląda.
Ktoś może spytać jak to można się spóźnić na Msze Św. 100 minut, ano można bo każda niedzielna Msza Św. trwa co najmniej 160-180 minut, wiec to tak jakby się w Polsce spóźnił 25 minut, na Komunie Św. zawsze jeszcze zdąży. … Ah jak niewielu tu komunikuje !
W zwykłą niedziele mam dwie Msze Św. Pierwsza o 8:00 w języku miejscowym, a druga o 10:30, czasem z poślizgiem do-godzinnym, po francusku dla dzieci i młodzieży. I cieszę się bo jest tych młodych coraz więcej w kościele. No nie są to jeszcze tłumy, bo parafia jest półwiejska-półmiejska, i na przedmieściu, raczej jeszcze mało zabudowanym, ale jest coraz lepiej, wiec nadzieja jest !
Po długim kazaniu, bo musi być długie, biskup ochrzcił 13 dzieci i wybierzmował 15 młodych. Po Mszy Św. uroczysty obiad z biskupem i siostrami i zasłużony odpoczynek.
zdjecie
Zaraz na drugi dzień rozpoczęliśmy, na wzór australijskiej, naszą parafialną olimpiadę sportową. Trwała przez cały tydzień. Było 31 dyscyplin sportowych, ok. 300 uczestników w rożnym wieku, od 5 do 24 lat. Jako, że ze względów finansowych musieliśmy ograniczyć się tylko do dyscyplin niewymagających niczego, żadnego sprzętu, mięliśmy takie dziwne “typowo olimpijskie” dyscypliny jak:
Rzut piłką do wiadra,
Wciąganie językiem cukierka na sznurku,
Wyścigi konne (dziecko na barkach drugiego dziecka),
Pompki,
Przeciąganie liny.
zdjecia
Były też takie prawdziwe, “tanie” dyscypliny olimpijskie jak:
Biegi na rożnych dystansach w rożnych klasach wiekowych,
Chód,
Podnoszenie starej osi samochodu ciężarowego (ciężarów),
Rzut oszczepem,
Pchnięcie kulą,
Piłka ręczna,
No i oczywiście jak na mistrzów Afryki i mistrzów olimpijskich z Sydney przystało – Piłka Nożna, królowa i bogini Kamerunu.
zdjecie
Było wspaniale, dzieciaki się bardzo ubawiły i wszyscy czekają na następną olimpiadę w 2001 roku (bo nasze są co roku).
Cdn….
24 lipca 2001
Szczęść Boże !!!
Bardzo wszystkim dziękuję za zainteresowanie nasza działalnością misyjną i akcja “Adopcja na odległość”. Bardzo się cieszę na wrażliwość Waszych serc. Wielkie Bóg zapłać !!!! Pamiętamy o Was podczas naszych nabożeństw i Mszy św.
Jak ten czas leci. Ani się nie obejrzałem, a tu już czerwiec 2001 i to “Z ostatniej chwili” staje się raczej “Z ostatniego pół-roku”.
…a “wszystkiemu winny czas afrykański”. Ciągle zapominam, że w Europie żyje się inaczej – tak prędzej. Nie wiem czy Afryka (nie)powinna tu pójść za przykładem “starego kontynentu” i zacząć “szybciej” żyć ?! Co więc się u nas wydarzyło przez te ostatnie pół roku ? Rok 2001 zaczął się uroczystą Mszą Świętą 1 dnia stycznia. Kiepsko jest z frekwencja tego dnia, bo świętowanie zaczyna się 31 grudnia wieczorem i kończy 2 stycznia rano, tak że można tylko liczyć na dzieci, które wcześnie poszły spać i osoby starsze, które wcześnie wstają. W pierwszym tygodniu stycznia wyjechałem z naszym katechistą, panem Gilbert’em do Yaoundé na uroczystości zakończenia Jubileuszowego roku 2000. Tutaj słówko o funkcji katechisty, która jest może mniej powszechna w Europie. Katechista – w odróżnieniu od katechety – który uczy dzieci religii, to taki “wikary świecki”. Szczególnie na wioskach gdzie ksiądz bywa rzadziej – katechista w dużej części go zastępuje:
odprawia niedzielne “msze” – tak są nazywane potocznie wspólne modlitwy niedzielne, którym przewodniczy katechista (ciężko jest miejscowej ludności wytłumaczyć, że w odróżnieniu od Mszy Świętej, celebrowanej tylko przez kapłana, wspólnotowa modlitwa niedzielna, której przewodniczy w wiosce katechista – nie jest Eucharystią.
“Z drugiej strony” – jak mawiał Tewje z filmu “Skrzypek na dachu” – po tłumaczeniu, niektóre “małowiarki” mogłyby przestać w ogóle chodzić na te “msze” – jak to nie są Msze, więc raz więcej naciskamy z tłumaczeniem, a innym razem mniej.) nadzoruje katechetów prowadzących katechezę z dziećmi i przygotowujących dorosłych do sakramentów. Często też sam zajmuje się katechezą dorosłych, chrzci umierających, “chowa” umarłych (tu by dużo dużo pisać o tygodniowych pogrzebach, ale to innym razem) służy “duszpasterską” pomocą wszystkim we wiosce. ( napisałem w cudzysłowie, bo w seminaryjnych książkach jest napisane, że duszpasterzem może być tylko kapłan.) jest przede wszystkim takim “zastępcą” proboszcza tam, gdzie proboszcz może dojechać najwyżej raz na parę miesięcy.
To tyle o katechiście.
Wracając do stycznia i uroczystości w Yaoundé, to była to moja wizyta w stołecznym mieście po paru miesiącach. Zmiany na lepsze dały się szybko zauważyć. Miasto odmalowane, czyste, jak z obrazka, a wszystko dlatego że w połowie stycznia miały tu ściągnąć na spotkanie z francuskim prezydentem, głowy większości państw afrykańskich. (Państw w Afryce jest 52.) Ale nie o tym. My pojechaliśmy na Uroczyste Zakończenie Roku Jubileuszowego. “Zamykanie” trwało kilka dni. Były konferencje, wspólne modlitwy i codzienna wspólna z wszystkimi biskupami Kamerunu, Msza Święta. Ostatniego dnia odbyła się uroczysta konsekracja Sanktuarium Maryjnego na wzgórzu Mvolyé w Yaoundé (tam też stoi do dziś jeden z pierwszych kościołów w Kamerunie, wybudowany w początku tego wieku przez niemieckich ojców Pallotynów, wśród których byli też i Polacy). Uroczystość trwała 5 godzin, a zgromadziła kilkadziesiąt tysięcy wiernych. Przewodniczył jej arcybiskup Yaoundé – Mgr André Wouking (Mgr – to Monseigneur, nie magister). Po kilku dniach wróciliśmy z wielkiego świata naszą polną droga do naszej prowincjonalnej parafii. Oprócz duchowego i intelektualnego ubogacenia, wspaniałych wspomnień bogatej liturgii przywieźliśmy kilka paczek gwoździ, kilka kur, jedną indyczkę i kilka królików. Zaczynamy małą hodowlę przyparafialną, może coś z tego wyrośnie do garnka.
Luty to już od połowy stycznia Święto Młodzieży. Co roku 11 lutego (nie wiem dlaczego właśnie tego dnia) obchodzone jest w całym kraju drugie po narodowym (20 maja) święto Kamerunu – Święto Młodzieży. 75 % ludności Kamerunu ma poniżej 25 roku życia, może dlatego !? Od połowy stycznia, nie ma już zajęć w szkołach, tylko ćwiczenia marszruty by ładnie przemaszerować, za miesiąc, przed gubernatorem. Skąd my to znamy ? Ach… z pochodów pierwszomajowych, … tak, dokładnie tak to wygląda, niestety ! Dzieci się cieszą, że nie ma szkoły, … ale co później ?! Cztery osoby na 40 zdaje maturę, na przykład. Maszerują wszystkie szkoły, a trochę tego jest w Bertoua. Defilada zaczyna się “punktualnie” o godzinie 10:00 (z afrykańskim poślizgiem oczywiście). Maszerują wszystkie szkoły, ale nie wszystkie dzieci. Tylko te wybrane, które mają pieniądze na nowe buty, często nowy mundurek (tutaj każda szkoła ma swój krój i kolor mundurka szkolnego) etc… Defilada trwa aż do 12:30-13:00, pomimo że dzieci idą po sześciu w rzędzie, rząd za rzędem, szkoła za szkoła, bardzo szybkim jak na defiladę krokiem (i tu jest jedyna różnica miedzy naszymi ex-pochodami pierwszomajowymi). Wszystko to dość ładnie wygląda, szkoda tylko, że dzieci przed trybuną honorową wyciągają prawe ręce w geście dokładnie przypominającym Brunera z filmu o J-23, … no ale można im wybaczyć. Oni tego nigdy nie widzieli ani nie “odczuli”. Pytałem raz, dorosłego już chłopaka, czy słyszał kiedyś o Adolfie H. Przyznał się, że to imię i nazwisko słyszy po raz pierwszy w życiu, …więc niech tak maszerują, jak im z tym wygodnie.
zdjecia
W środę popielcową frekwencja sięga zenitu. Nawet w Niedziele Wielkiej Nocy nie ma tylu osób w kościele. Każdy chce mieć posypaną głowę popiołem. Przychodzą starcy, dorośli, młodzi, dzieci i nawet 1-dniowe niemowlęta. Jest w tym sypaniu, coś z ich wierzeń: z tygodniowych pogrzebów, pokut z tym związanych, rzucaniem się w geście rozpaczy w proch ziemi, sypaniem popiołu na wdowy, etc…. Dlatego kościół pęka w szwach tego dnia.
zdjecia
W marcu jeździliśmy po wioskach naszej parafii z przedstawieniem teatru-pasji, przygotowanym przez Rycerzy Niepokalanej z naszej parafii (“Rycerstwo Niepokalanej” założył, w 1917 r , Św. Maksymilian Maria Kolbe). I tu nigdy nie mogę zrozumieć reakcji widzów. To nie tylko w czasie przedstawienia Pasji, ale nawet w czasie filmu Jezus z Nazaretu, który często “pokazuję” po wioskach, ….tak się zastanawiam, dlaczego…. W momentach kiedy należałoby płakać, tutaj reakcja jest zupełnie odwrotna. Największą radość i lawinę śmiechów “na sali” (pod drzewem, z prądem z agregatu prądotwórczego) wzbudza chłosta i krzyżowanie Pana Jezusa – w czasie przedstawiania teatralnego, i rzeź niewiniątek w czasie projekcji filmu “Jezus z Nazaretu”.
zdjecie
Marzec i pierwsza połowa kwietnia 2001, to czas Wielkopostnej Drogi Krzyżowej, rekolekcji i w końcu Triduum Paschalnego i Nocy Wielkiej przez Zmartwychwstanie. W naszej Drodze Krzyżowej “dźwigamy” krzyż przez trzy kilometry. Kiedyś dźwigaliśmy naprawdę, bo krzyż był z dwóch słupów telegraficznych, teraz jest mniejszy, ale i tak potrzeba ok. 5-6 osób by go ponieść. Ludzi jest bardzo dużo, każdy chce nieść i żeby nie było bałaganu to od stacji do stacji niesie kolejno każda grupa parafialna. Tak są później problemy, że jakaś grupa nie niosła krzyża,…bo jest więcej grup w parafii niż stacji.
zdjecie
Niedziela Palmowa była, jak na tytuł przystało, z palmami, a nie jak w “innych częściach świata”, z gałązkami wierzbowymi. W ubiegłym roku przyprowadziliśmy z pieszej pielgrzymki do Betare-Oya, dwa osły. Okryliśmy więc jednego z nich czerwonym płaszczem i tak Pan Jezus (tzn. ja zamiast Pana Jezusa), wjechał do Jerozolimy, na prawdziwym osiołku. Dokładnie takim jak Pan Jezus jechał, taki z krzyżem na plecach – takie ma umaszczenie (zaintere- sowanych odsyłam do encyklopedii albo do atlasu ssaków Afryki: Osioł Somalijski), i dzieci u nas mówią że dlatego ma ten krzyż na sobie, bo wiózł Pana Jezusa i od tego czasu krzyż mu został na sierści).
zdjecia
Zaraz po Niedzieli Palmowej mieliśmy parafialne rekolekcje. Niestety z braku “wolnych” księży wierni musieli słuchać raz jeszcze swojego proboszcza. Tłumów nie było, ale jak mówią, nie ilość się liczy….
Triduum Paschalne, zawsze ściąga dużo osób na Mszę Św. Jest jakoś inaczej i każdy chce zobaczyć jak ksiądz będzie mył nogi “uczniom”, jak będzie leżał krzyżem, i później będzie się całowało Krzyś Św.
Wreszcie ta Wielka Noc. U nas odprawialiśmy pierwszą Msze Św. Wigilii Paschalnej w sobotę wieczorem o 20, a Główną Mszę Św. Rezurekcyjną w Niedzielę o 10:00 (proszę nie wierzyć w te dwa zera po dwukropku). Po Najuroczystszej w roku Mszy Świętej, jak zwykle co roku, tańcom nie ma końca,… dopiero jak katechista Pan Gilbert każe już iść do domu to się wszyscy z trudem rozchodzą.
zdjecie
Przez trzy tygodnie tego roku odprawiałem tę samą Mszę Św. Rezurekcyjną, te same czytania, prawie takie samo kazanie,…, jak to na misjach, nie tylko jest kościół parafialny ale jeszcze paręset kilometrów wiosek i wszyscy chcą przyjąć Pana Jezusa do swego serca w Ten Dzień. Nie ważne, że dwa-trzy tygodnie po fakcie. Teraz już nie spowiadałem, chyba że “nagłe wypadki”. Spowiedź Św. Była w Wielkim Poście.
6 maja 2001 mięliśmy w parafii kolejna wielką uroczystość – kilka chrztów dzieci, jednego pana w dużej “sile” wieku i Pierwszą Komunię Świętą dzieci trochę starszych od tych chrzczonych. Cały tydzień poprzedzający Komunię odbywały się egzaminy przed-sakramentalne i niekończące się “procesje” dzieci na plebanię, którym brakowało jeszcze “parę groszy” do białej sukienki, czy do butów. Każdy chce jakoś wyglądać na takie święto.
Czerwiec to już wakacje które tutaj zaczynają się praktycznie od 20 maja, czyli od kolejnej defilady, tym razem z okazji Święta Narodowego. To też miesiąc wielkich radości z przejścia do następnej klasy dla jednych, a płaczu dla drugich – bo od września trzeba będzie, po raz już kolejny, powtarzać 4 klasę.
Święto Piotra i Pawła to nasz parafialny odpust. Niestety tego roku nie było z tej okazji rekolekcji, i tu to Święto było nieudane. Udane natomiast było już w sam ten dzień uroczysty.
zdjecia
Wypastowaliśmy dwie potężne prawie 30 kg każda, hebanowe statuy Świętego Piotra i Pawła i mieliśmy z nimi iść w procesji przed Mszą Świętą. Ale pasta nie chciała wyschnąć i jak ministranci już się cali pobrudzili, to zrezygnowaliśmy z towarzystwa naszych kochanych świętych, by sobie odpoczęli na straży parafii, przed ołtarzem. W uroczystej koncelebrze wzięło udział 4 księży, co na nasze warunki jest czymś rzadko spotykanym, dwóch braci zakonnych, trzy siostry dominikanki i wielu wielu parafian. Celebransem głównym był Mgr Roger Pirenne CICM, nasz arcybiskup. Biskup postawił nam raz jeszcze Jezusowe pytanie skierowane do uczniów: “Pour vous qui suis-je ?” (biskup mówił po francusku, a tłumaczył na Ewondo, nasz niezawodny katechista-poliglota pan Gilbert Samba) …A dla ciebie Piotrze,… Paulino, Macieju, Julio, Agato… Kim Jestem ?! …zwiesiliśmy głowy, bo praktyczna odpowiedź nie pokrywała się z teoretyczną…
cdn……
z Panem Bogiem
o. Dariusz Godawa OP
Boże Narodzenie 2001
Ten 3 list Misyjny jest kolejnym naszym (moim i dzieci z naszej parafii) podziękowaniem za wszystko co dla nas robicie: za modlitwy, ofiarowane cierpienia i post, i oczywiście za tę pomoc materialną. Dzięki akcji “Adopcja na odległość” już teraz prawie 800 dzieci może każdego ranka dumnie brać swój tornister i iść do szkoły.
Od ostatniego listu minęło “trochę” czasu i coś tam się wydarzyło, więc spróbuję pokrótce zdać Wam relację z tych kilku kolejnych miesięcy 3-go tysiąclecia.
Jaką wielką łaską jest to, że Pan nas wybrał by je zacząć! Tylko czy nie będziemy się musieli wstydzić za paręset lat, przed następnymi pokoleniami, że źle im zaczęliśmy to tysiąclecie ?
Czy nasza wiara jest już na poziomie tego milenium, czy ciągle pozostajemy w tyle, na poziomie 1-go, albo 2-go tysiąclecia? Czy jesteśmy już na miarę naszych czasów ?
Te pytania powinniśmy chyba sobie stawiać codziennie. To my chrześcijanie, jesteśmy odpowiedzialni za World Trade Center, za Afganistan, Pakistan, Sudan, Indonezję, Nigerię. Nie szukajmy winy na zewnątrz, to my jesteśmy pełni grzechu, nie islamiści. Przecież poznaliśmy Chrystusa, a żyjemy jak poganie i jak poganie zaczynamy przyszłym pokoleniom to
3-cie tysiąclecie.
Popatrzcie co się dzieje w krajach Europy Zachodniej: burzenie kościołów, śluby homoseksualistów – mało tego – nawet dzieci mogą teraz adoptować, destrukcja rodziny, klonowanie człowieka – niby z miłości do innego, chorego, eutanazja (nasz były biskup, emeryt jest holendrem, ma 81 lat i pozostał na resztę życia w Kamerunie – łatwo się domyśleć dlaczego nie chce wrócić do swojej ojczyzny), Sodoma i Gomora !
Cały lipiec spędziłem, jak to się u nas mówi w brusie, tzn. jeździłem po wioskach należących do naszej parafii z posługą duszpasterską. Spowiadałem, odprawiałem Msze Święte, namaszczałem chorych. Słuchałem, podpowiadałem, radziłem. Niewiele z tego dociera, bo życie od wieków takie same – ciężko jest zmienić je na inne. Wiara w przodków, w wszelakie złe i dobre duchy (ciekawe, że tych drugich jest znacznie mniej), uzdrowiciele, czarownicy, alkohol i wszystko co możliwe przeciwko VI przykazaniu – począwszy od 13 roku życia. Takie jest życie codzienne, pełne strachów, zabobonów i śmierci dokoła… i na to wszystko ten ksiądz, który przyjeżdża raz na jakiś czas i opowiada niestworzone rzeczy o jakimś Rzymskim Kościele. Wszyscy przytakują “Oui, mon Pere”, i później życie toczy się dalej, po naszemu, po afrykańskiemu. Patience, mon Pere! Cierpliwości, ojczulku! – codziennie muszę to sobie powtarzać! – to jeszcze nie to milenium!
Na krótką metę, nasi parafianie są “silni w wierze”. Jak jest jakieś święto, to staną na głowie by wypadło jak najlepiej. Jak jest jakieś nowe nabożeństwo w kościele, albo jak założymy jakąś nowa grupę akcji katolickiej, albo nowy chór, to są setki chętnych i uczestników. Po tygodniu już ostygnie wszystko i trzeba by znowu wymyśleć nowe nabożeństwo, nowa grupę, albo założyć kolejny chór parafialny.
Sierpień to czas pielgrzymek. Także i u nas, jak corocznie już od 4 lat, mamy i naszą diecezjalną pieszą pielgrzymkę. Tak się składa, że głównym organizatorem, od samego poczatku jestem ja, wiec wymyśliłem, że każdego roku będziemy pielgrzymowali do innej parafi Maryjnej. I tak w 1998 byliśmy u Notre Dame des Pauvres (Matki Ubogich), w Nguelemendouka 153 km, a w 1999 w Belabo, w powstającym Sanktuarium Czarnej Madonny, które jest pod opieka tych samych Ojców Paulinów co na Jasnej Górze. Prawie taki sam dystans jak w 1998 roku – tez 151 km. Od 2000 r., by zredukować trochę koszty, chodzimy w obie strony. Zaczęliśmy pielgrzymką do Betare Oya 183 km x 2 = 366 km, do Notre Dame de Lourdes (M.B. z Lourdes), a tego roku byliśmy w Batouri w tamtejszym sanktuarium Matki Bożej z Bougauguau – 90 km x 2 = 180 km. Tym razem było nas ok. 300 osób, głownie młodzieży, choć byli i zaawansowani staruszkowie i kilka dzieci.
Pomału tworzymy nasza pielgrzymkowa rodzinę, coraz bardziej zżytą i rozmodloną. Oby tak dalej!
Wrzesień to wytężony czas “pracy bankowej”.
Tego roku już ok. 800 dzieci mogło rozpocząć normalnie rok szkolny i to dzięki “swoim polskim rodzicom”.
Porozdzielać jednak pieniądze takiej liczbie maluchów pomieszanych z młodzikami i licealistami nie jest, wierzcie mi, rzeczą łatwą. Zaangażowanych było tego roku w tej pracy 5 osób.
Ponadto we wrześniu robiłem przegląd generalny ruchów, których jestem duszpasterzem diecezjalnym, tj. Oazy Dzieci i Rycerstwa Niepokalanej. Jeździłem od parafii do parafii i wspólnie z nimi robiliśmy plan działania na nowy rok szkoły . Jakoś to wyszło. Dzieciaków są tysiące zaangażowanych w Oazie, w każdej parafii i w większości wiosek, a i Rycerzy mamy już w diecezji prawie 300 konsekrowanych. Oaza Dzieci istnieje w Kamerunie jako Cop’Monde (Copin du Monde – Przyjaciel Świata) już od 1973 roku. Rycerstwo przeniosła z Polski do Kamerunu 8 lat temu, Siostra Paulina Kuśmierzak, pasjonistka. Najpierw zaczęła z małą grupą młodzieży ze swojej parafii Św. Wawrzyńca w Bertoua-Tigaza, a później założyła małe grupy w kolejnych parafiach naszego miasta. Kilku “naszych” wyjechało do szkół na drugi kraniec kraju, i “zaraziło” Maksymilianową pobożnością swoich kolegów. Tak powstała grupa Rycerzy w Bafoussam, jakieś 600 km od Bertoua. Są już więc Rycerze Niepokalanej w Bertoua, Garoua-Boulai, Betare-Oya, Ndoumbi, Dimako, no i tam daleko w Bafoussam. Przygotowujemy się by “zaatakować” i “rozejść się” też po małych wioskach. Święty Maksymilian nam pomoże, a Niepokalana dokona reszty. Pomódlcie się w tej intencji.
Październik
Kolejną formą pomocy dzieciom z naszej parafii, a szczególnie tym z wiosek, jest Internat, który otworzyliśmy nieuroczyście (bo na razie tytułem próby) – 1 października. Dzieci, które nie mają rodziny w mieście (tzn. nikogo u kogo mogłyby mieszkać na czas roku szkolnego), a skończyły już CM2 (piątą klasę) mieszkają z nami. Oczywiście nie wszystkie, ale na początek jest ich dziesięcioro. Zobaczymy jak nasz internat będzie rozwijał się dalej.
Może znajdą się kiedyś pieniądze na wybudowanie czegoś większego. Marzymy o internacie na 50 osób a może i więcej. Zapotrzebowanie jest przeogromne na taka formę pomocy.
Około godziny 6-7 rano, dzieci wychodzą do szkoły i wracają ok. 16-17. Dwa posiłki dziennie (normalnie na wiosce, w domu, jest tylko jeden posiłek), a w dni wolne od szkoły, nawet trzy, czas na naukę własną, na sport i dobry wypoczynek. Nauka przy świetle elektrycznym to jest coś!
W wolne dni dzieci uczą się u nas katechezy, jest trochę prac ręcznych, stolarki, murarki, etc…, co piątek wieczorem film (zwykle religijny, a jak nie ma to jakiś przedniejszy świecki).
Poza tym w październiku – kolejny objazd wiosek, a więc spowiedzi, Msze Św., Sakrament chorych, rady , porady etc…
W domu zaczęły się problemy z wodą; zaczyna brakować, pomimo pory deszczowej; a co będzie od 15 listopada, jak zacznie się pora sucha.
Listopad
Oprócz codziennej pracy duszpasterskiej, sporo czasu spędziliśmy na “zbieraniu” wody.
Studnia głębinowa, która jest u sióstr, ciągle się psuje, a jako że jest nas teraz więcej w domu, to i wody potrzeba więcej. Tej ze studni nie starcza wiec zbieramy tę z dachów naszych budynków. Niestety nie ma pieniędzy na zainstalowanie rynien na wszystkich dachach, więc jedynie jedna strona jednego dachu “zbiera nam” wodę do cysterny, która jest koło kuchni. I te wodę pijemy, w tej wodzie się myjemy, i w tej samej pierzemy.
Najpierw trzeba oczywiście wyciągnąć wodę z cysterny i reszta to już w miskach.
Zbieramy też wodę, która spływa z dachów, tych bez rynien, w wiaderka; zawsze to coś.
Już po 15 listopada, a wiec przestało padać,.
Woda w naszej cysternie tylko na 30 cm i pełna larw komarów. Wlałem trochę chlorowanej wody, może cos pomoże. Chodzimy po wodę do rzeki jakieś 800 m. Chłopaki noszą na głowach. Do picia filtrujemy, a w reszcie się myjemy i pierzemy.
W ostatni piątek zaczęliśmy kopać studnie, tak zwykłą.Niestety na 3 m głębokości trafiliśmy na skale nie do przebicia.I ponoć ta skała jest pod całością naszych budynków. Nie zawsze “dom na skale murowany” jest najszczęśliwszy, hi hi hi. Spróbujemy jeszcze w innym miejscu. Jeśli też będzie skała to pozostanie nam tylko założyć rynny na wszystkich dachach, albo “ciągnąc” wodę z rzeki, 800 m – dość daleko.
Jest 27 listopada, pora sucha zaledwie się zaczęła, nie będzie deszczu do kwietnia. Spadnie tylko 2-3 razy mały taki, żeby “poświęcić” to, co jeszcze przeżyło i to wszystko.
Ciekawe co będziemy pili ?
W początku Adwentu, wszyscy księża i siostry z naszego miasta uczestniczyć będą w misyjnych rekolekcjach proponowanych przez naszego Biskupa.
Wszyscy jesteśmy misjonarzami i tego ducha misyjnego winniśmy wskrzeszać codziennie w nas samych i zaszczepiać w każdym naszym bracie i siostrze.
Kościół jest misyjny, albo go nie ma. “Biada mi gdybym nie głosił Ewangelii – powie samemu sobie Św. Paweł”. Tymoteuszowi zaś napisze: “Bóg pragnie by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” ( – … to z 1Tm 2,4 i z mojego obrazka prymicyjnego).
Niedługo Boże Narodzenie. Chrystus jeszcze raz przyjdzie z Maryi Dziewicy. Pokażmy mu że jesteśmy silni, że my go nie zawiedziemy, że nie będziemy “ściągać” głupot z zachodu, bo to “zachodnie” więc dobre! My będziemy wierni, choć czasem ciężko i wiatr w oczy, bo On jest z nami, jak sam powiedział, aż do skończenia świata.
Polecam was wszystkich moim modlitwom, a wy nie zapominajcie o nas i “naszych” dzieciach przy wigilijnym stole, zostawcie jedno nakrycie więcej – to dla nas.
Que petit Jésus vous bénisse !!!
Et Bonne Année 2002 !
O.Dariusz Godawa OP
Cdn….
===========================
Wiosna 2002
Kochani przyjaciele naszej misji
20 maja 2002
Ten list jest kolejnym naszym (moim i dzieci z naszej parafii) podziękowaniem za wszystko co dla nas robicie: za modlitwy, ofiarowane cierpienia i post, i oczywiście za tę pomoc materialną, dzięki której, przeszło 800 dzieci, może każdego ranka dumnie brać swój tornister i iść do szkoły.
Od ostatniego listu minęło “trochę” czasu i coś tam się wydarzyło w tym okresie, więc spróbuję pokrótce zdać Wam relację z tych pierwszych miesięcy 2002 roku w naszej parafii.
Styczeń 2002
Ciągle jeszcze poświątecznie uroczyście, pierwszy piątek miesiąca, jak zwykle spowiedzi, różaniec jak codziennie od 6 lat o 17:30. W pierwsza sobotę miesiąca zmarł członek rady parafialnej Berthelemy Ndjana. Zostawił 5 dzieci i żonę, którą później rodzina oskarżała o spowodowanie jego śmierci, bo tutaj przecież nikt nie może umrzeć normalnie.
zdjecie
6 stycznia Uroczystość Objawienia Pańskiego. Kościół jest pełen, bo świecimy kredę by każdy mógł napisać na dziwach swojego domu pierwsze litery imion Trzech Króli. Nasi parafianie to lubią więc przychodzą tłumnie, zresztą tak jak 2 lutego na święcenie świec i w Środę Popielcowa na sypanie głowy popiołem.. 13 stycznia jak co miesiąc od 6 lat Nabożeństwo Fatimskie, jak w klasztorze krakowskich dominikanów. 15 stycznia – spowiedź kleryków Wyższego Seminarium. 21 stycznia – Św. Agnieszki i dzień babci. Wprowadzamy takie święta pomału, żeby tez się babciom trochę miłości dostało. Urodziny obchodzone są dość często, jeśli tylko ktoś wie kiedy się urodził , ale o imieninach nikt nigdy nie słyszał. Wielu ludzi zna w przybliżeniu tylko rok swojego urodzenia, miesiąca i dnia nikt nie pamięta. Jedynie młodsi są zorientowani ile maja dokładnie lat, choć nie wszyscy, w wioskach jeszcze jest to rzadkością, nawet do tego stopnia że nie wiedzą czy mają 13 czy 16 lat. 31 stycznia jak zwykle na końcu miesiąca, spotkanie komisji ekonomicznej parafii. Omawialiśmy stan finansowy parafii za miesiąc styczeń.
Luty 2002
…zaczął się pierwszym piątkiem. Sobota była bardzo uroczystym dniem w Bertoua. Nie tylko Święto Ofiarowania Pańskiego ale pierwszy raz w historii ludzkości, świecenia 4 księży na raz i wszyscy zostaną w naszej diecezji. Gille pracuje teraz w sekretariacie biskupa, Patrice w Biurze Pastoralnym, Justin jest wikarym w “starej katedrze”. Mamy nowa od 1995 roku, a stara została jako “stara” i jest Parafią Chrystus Króla. Proboszczem jest Ks. Laurent (Wawrzyniec). Niski ale wieki duchem i bożą miłością, Kameruńczyk oczywiście. Czwarty neoprezbiter – Richard, póki co jest wikarym w Diangu gdzie byliśmy zaraz po przyjeździe do Kamerunu w 1994 roku ; za rok ma jeszcze kontynuować gdzieś studia.
Same święcenia były super uroczyste. Po Mszy Św., która trwała tylko 4 godziny + 1 godzina wręczanie prezentów, kawalkada samochodów wszystkich księży i sióstr z diecezji plus zaproszeni goście, skierowała się do Wyższego Seminarium gdzie świętowanie kontynuowaliśmy do popołudnia. 11 lutego – Święto Młodzieży, niekończąca się defilada młodych na placu defilad w mieście. Nasza młodzież maszerowała w koszulkach z napisem ” Aumonerie de Jeunes – Paroisse Sts Pierre et Paul Mokolo IV” Ładnie się prezentowali. Maszerowało tez Rycerstwo Niepokalanej, którego jestem duszpasterzem diecezjalnym. Popołudniu festyny , tańce etc.. 13 lutego – Środa Popielcowa, najpierw różaniec Fatimski, później Msza Święta z posypaniem głów popiołem, Kościół pękał w szwach. Dlaczego ? – pisałem już w ubiegłorocznej relacji . W tym roku było jeszcze więcej ludzi. 15 lutego pierwsza w Wielkim Poście.
Droga Krzyżowa. Zmieniliśmy trochę trasę wydłużając o jakieś 300 metrów , tak że idziemy z ciężkim krzyżem niesionym od stacji do stacji przez rożne grupy parafialne – około 3 km . Każda stacja przygotowana jest przez młodzież, a rozważanie czytane po francuski i ewondo. Maszerujemy tak tą Drogą Krzyżową w hałasie miasta, wśród wycia rozklekotanych głośników pobliskich barów i kafejek, i często wyśmiewani przez rożne sekty, ale nikt na nich nie zwraca uwagi. Porządku pilnują Skauci (harcerze). Droga Krzyżowa zaczynała się w tym roku o 15:00 by dojść do “kościoła” na 17:30 ( kościół na poziomie fundamentów, a “kościół” to taka sala wielofunkcyjna w której wszystko się odprawia). Po drodze krzyżowej bezpośrednio jest Różaniec, a raczej Koronka do Miłosierdzia Bożego i Msza Święta. Wszystko wiec trwa, co piątek, od 15-ej do 19-ej. Wiernych jest około 150-200 osób. Kleryków zważywszy na drogę krzyżową, spowiadałem w tym miesiącu dzień. później niż zwykle.
Marzec 2002
8 Marca – Dzień Kobiet. Zaprosiliśmy na Msze Św. wszystkie panie i panny z naszej parafii.
Marzec to Święty Czas przygotowania do Świętej Wielkiej Nocy.
21 marca – Msza Krzyzma w starej katedrze. U nas jest zawsze tydzień przed Wielkim Czwartek, aby księża, zważywszy na duże odległości, mogli sprawować liturgię Wielkiego Czwartku u siebie w parafii. Było nas 17 księży i prawie wszystkie siostry zakonne. Są u nas w diecezji Siostry “Córki Maryi” – z Yaounde, Siostry “Zmartwychwstanki” – z Konga Demokratycznego (dawny Zair belgijski), są “Siostry Św. Józefa z Cluny” (francuskie zgromadzanie , ale siostry Kongijki z Konga francuskiego – Brazaville), dwie siostry “Duchaczki” z Francji, włosko-brazylijskie siostry “Dominikanki Błogosławionej Imeldy Lambertini”, są tez polskie “Pasjonistki” z domu w Płocku i polskie “Michalitki” z Miejsca Piastowego i polskie “Dominikanki” z Krakowa – które są w naszej parafii i można je zobaczyć te na naszej stronie www.misja-kamerun.pl
Copiatkowa Droga Krzyżowa a w Wielkim Tygodniu rekolekcje parafialne. Nie ma jeszcze takiej ‘mody’ na rekolekcje jak u nas w Polsce, ale cos próbujemy robić.
Rekolekcje odbywały się w wielki poniedziałek ,wtorek i środę. Z konferencjami zaproszonych było 2 księży. Ksiądz Paul i Ksiądz Justin – neoprezbiter, ten co jest wikarym w starej katedrze. Wszyscy byli bardzo zadowoleni. Owoce mam nadzieje będziemy zbierać później. Chyba ze pora sucha wszystko wysuszy !
Święte Triduum Paschalne:
Wielki czwartek, Msza Wieczerzy Pańskiej. Wyjątkowo dużo wiernych, cos tam widać Duch Święty zadziałał. Po Mszy świętej adoracja do 24-ej. Na straży ciemnicy 2 harcerzy na baczność w mundurkach, a na kolanach po kolei co pól godziny inna grupa parafialna. Oczywiście były tez nasze siostry które zawsze dzielnie adorują.
Wielki Piątek, Liturgia Męki Pańskiej rozpoczynająca się bębnami w czasie gdy kapłan leży w pozycji adoracji Krzyża Pańskiego. Ołtarz bez obrusu, bez krzyża i świec. Też pełen kościół ludzi coś się będzie działo odmiennego od “zwykłych” Mszy. Wszyscy adorują trzymany przez księdza wielki krzyż. Każdy podchodzi klęka na jedno kolano i całuje. Nawet niemowlęta kilkudniowe całują u nas Pana Jezusa w ten dzień.
Po tej cichej liturgii Adoracja Grobu Pańskiego, jak w czwartek co pól godziny inna grupa. Najpierw Cop’Monde, później Rycerze Niepokalanej, JM-Mlodzi Świata, Chór młodzieżowy “La Voix de David”. Ministranci, Legion Maryi, Assocap, Chór Archanioła Gabriela i po nim drugi Archanioła Michała, Stowarzyszenie Pań Apostolskich, i wreszcie na końcu rada parafialna i młodzież z naszego Foyer Saint Dominique. Chyba nikogo nie pominąłem.
zdjecie
Wielka Sobota. Uroczysta Msza Wigilii Paschalnej o godzinie 19:00. Jak zwykle padało, ale nasze ogniska nie dają się żadnej nawałnicy i było z czego mimo wszystko zapalić wielka święcę paschalną sprowadzoną na te okazję z Polski. Tę która jest symbolem Chrystusa Zmartwychwstałego, który jest naszym światłem w ciemnościach codziennego życia.
Ochrzciliśmy tej Wielkiej Nocy 12 niemowląt:
Oto ich imiona: Yvonne, Imelda, Leonel, Olivier, Raphael, Catherine, Therese, Herve, Mari-Paul, Catherine, Justin, Marie-Flaure.
Nie tylko chrzcimy u nas niemowleta, ale I mlodziez I doroslych. Tej nocy na starcie chrzescijanskiego zycia stanelo 14 mlodych ludzi :
Rolande Dikouba, Rosine Toumane, Rosine Tang, Laurentine Deweng, Mireille Nguete, Andre Kouykoet, Celestin Abdon, Bienvenu Mekati, Yanick Noukla, William Serma, Jean-Eudes Gneimo, Jean Ngbandjo, Fiacre Nassara, Thomas Zengmoui.
Po Komunii Świętej były tańce przy akompaniamencie bębnów balafonow i (technika wkracza do nas też) elektrycznego pianina (nie wiem dokładnie jak to się nazywa ta klawiatura co może “robić za” pianino, perkusje organy etc…)
Skończyliśmy około północy.
Dla mnie, choć serce się radowało ze Zmartwychwstania Pana, była to noc raczej bólu. Już od rana tego dnia miałem potworne bóle brzucha spowodowane jakimiś bakteriami czy czymś tam. Po francusku nazywa się to Typhoide, a po polsku chyba jakaś postać Tyfusu, najprawdopodobniej Tyfus brzuszny, czyli chyba inaczej Dur brzuszny.
Nie pierwszy raz to mam, ale tym razem było naprawdę źle. Cudem tylko przetrzymałem cala Msze Świętą.
Jak pisałem choroba “przyszła z wodą” . Pamiętacie jak pisałem że nie mamy wody i piejmy deszczówkę, a jak taka deszczówka sobie jeszcze “poleży” przez parę tygodni w jakimś zbiorniku w temperaturze afrykańskiej, to pewnie pod mikroskopem cała się rusza. Później całą Niedzielę Zmartwychwstania leżałem pod zimnym prysznicem na podłodze by nie zemdleć . Gdybym był kobietą, to pewnie bym to zniósł bez problemów. Mówią ze kobiety są bardziej wytrzymałe na ból. Siostra Klara dala mi antybiotyki, wziąłem całą serię 10 dni i nic, drugą serię 10 dni i nic, teraz jestem w trakcie trzeciej serii jeszcze silniejszych antybiotyków i niby jest lepiej. Zobaczymy jakie będą wyniki po zakończeniu leczenia.
Ale my sie nie damy !!!!
Niedziela Zmartwychwstania – Uroczysta Msza Święta o 10:00 z małym poślizgiem.
Do Pierwszej komunii przystąpiło tego dnia 15 dzieci.
Oto oni: Dziewczynki (y): Prudence Aboyala, Jocelyne Bamio, Sabine Minkong, Raissa Matota, Julie Yemdol, Tatiana Namandi, Albertine Salandi, Sandrine Yanga.
Chlopaki: Paulin Danguele, Olive Haito, Paterne Kadja, Laurent Leba-Ngono, Achille Mbalbe, Ernest Ndanga, Guy Zang.
W te święta ochrzciłem więc 26 osób i Pierwszej Komunii udzieliłem 15 dzieciom. To tyle w mieście. Jak wiecie nasza parafia rozciąga się na paru dziesiątkach kilometrach, tak że jeszcze trzeba doliczyć chrzty i 1-sze Komunie z wiosek. Niestety na wioskach jeszcze nie byłem po Wielkiej Nocy, z powodu zepsutego samochodu. Pożyczyłem mój samochód jednemu księdzu, a ten spowodował wypadek i samochód został dość znacznie uszkodzony. Dopiero w końcu maja będzie sprawny. Myślę wiec ze zaraz jak tylko dostanę samochód wybiorę się z posługą kapłańską do buszu.
Kwiecień 2002
Oktawa Wielkiej Nocy. U nas Wielkanoc kończy się w jednym dniu, w poniedziałek zwykły dzień pracy. Wakacje wielkanocne zaczęły się 16 marca i zakończyły wraz z Niedziela Wielkanocna. Nie ma tu tak zwanego “drugiego święta”. Może dlatego ze “trzeba’ jeszcze obchodzić święta muzułmańskie i może by tego było za dużo. Jakby jeszcze doszedł do tego 9-cio dniowy polski weekend 1-3 majowy to nie byłoby kiedy pracować. Jeśli mowa o wakacjach to dzieci w Kamerunie są chyba najszczęśliwsze na świecie. Rok szkolny zaczyna się w początku września, ale można się zapisywac aż do grudnia. Później tydzień wakacji na Noel (Boże Narodzenie) i już w połowie stycznia nie ma lekcji tylko nauka marszruty na defiladę święta młodzieży które odbędzie się 11 lutego. Później dzień wolny jeszcze na urodziny prezydenta, i jeszcze dzień wolny bo Kamerun zdobył Mistrzostwo Afryki w piłkę nożną. Doliczyć do tego święta muzułmańskie których też jest niemało….
Dalej dwa tygodnie przerwy wielkanocnej i już maj, a jak maj to 20 maja święto narodowe i kolejna defilada i znowu parę tygodni wcześniej nie ma lekcji tyko marszruta. Po 20 maja już tylko egzaminy na koniec roku – praktycznie nie ma lekcji i wakacje do września , albo do grudnia, jak kto woli.
W kościele codzienne Msze święte , różaniec przed Najświętszym Sakramentem, .. jak cały rok
Wszystkie dzieci pierwszokomunijne i chrzczone już chodzące cala Oktawę przychodziły na różaniec i Msze Św.
7 kwietnia Niedziela Miłosierdzia Bożego – mamy obraz “Jezu ufam Tobie” (po polsku) w kościele, wiec przypomniałem jego historię i młodzież z naszego Foyer przeczytała z podziałem na role fragmenty Dzienniczka Siostry Faustyny. Wszyscy byli bardzo zainteresowani.
8 Kwietnia – Święto Zwiastowania Pańskiego. Msze Św. tego dnie celebrowaliśmy w nowym domu naszego przewodniczącego rady parafialnej. Po Mszy Św. Uroczyste poświecenie domu i kolacja. Śpiewał Chór młodzieżowy. Wróciliśmy do domu przed północą.
24 kwietnia – spotkanie dekanatu , wszystkich (aż 5-ciu) proboszczów naszego miasta zebrało się u biskupa by omówić kilka bieżących spraw. Na pierwszym miejscu zajęliśmy się problemem coraz liczniejszej rzeszy wyznawców Kościoła Gallikańskiego. Biskup obiecał nam list pasterski w tej sprawie. Pojawiła się tez potrzeba mianowania dla diecezji kapłana -egzorcysty. Ale tu raczej biskup był powściągliwy. Zobaczymy !
Maj 2002
Święto Ludzi Pracy. W mieście proletariusze wszystkich krajów łączyli się we wspólnym pochodzie, a myśmy modlili się przez wstawiennictwo Św. Józefa. Wieczorna Msza Św. zgromadziła niemało wiernych . Każdy przyniósł swoje narzędzia pracy, i tak dzieci podnosiły do pokropienia woda święconą swoje zeszyty i długopisy a dorośli maczety, motyki, a co wyżej postawieni biurowcy, jak dzieci podnosili swoje BICi (dlugopisy). Kilku wyciągnęło ręce, bo to nimi pracują.
9 Maja – Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Msza Św. o godzinie 9 rano. Tutaj Ascension (Wniebowstąpienie) jest dniem wolnym od pracy, tak że na Mszy Św. było bardzo wielu ludzi. Kościół był pełen, więcej niż w Niedziele.
20 Maja – Kolejna defilada, tym razem z okazji Święta Narodowego Kamerunu.
Ciąg Dalszy Nastąpi….
Obejmujemy Was naszymi modlitwami, a Wy nie zapominajcie o nas i “naszych” dzieciach podczas letnich wakacji. U nas nikt nigdzie nie wyjedzie, bo nie ma gdzie ani za co. Takie samo życie tylko bez szkoły.
Que Dieu Tout-Puissant vous bénisse !!!
O.Dariusz Godawa OP
Czerwiec – Grudzień 2002
Serdecznie pozdrawiam wszystkich dobroczyńców, “rodziców” naszych dzieci i przyjaciół naszej misji.
Oto kolejnych słów kilka z Bertoua ! Ostatnia moja relacja obejmowała miesiąc maj 2002, wiec zaczynam od czerwca 2002.
Czerwiec 2002
Skończył się miesiąc Maryi, a my ciągle uparcie odmawiamy różaniec. Zaczęliśmy 8 października 1996 roku i dzielnie trwamy na tej modlitwie codziennie, bez wyjątku – o 17:30. Świątek piątek, najmniejsze i największe święta, dzień w dzień, już 6 lat bez przerwy. Zachęcam i was wszystkich do codziennej modlitwy różańcowej. Wiem, że nie wszyscy macie czas, na 5 dziesiątek, gdy tu trzeba często walczyć o kromkę chleba od świtu do nocy, ale może, choć 3 Zdrowaśki dziennie, to już będzie coś. Pan Bóg wam będzie błogosławił, zobaczycie! Na początku było nas na tym codziennym różańcu trochę więcej, teraz jest trochę mniej, ale przecież nie ilość się liczy, tylko Miłość.
Miesiąc czerwiec to u nas miesiąc egzaminów we wszystkich typach szkół. Było “gorąco”, nie wszyscy zaliczyli rok i przeszli do następnej klasy. Bardzo mi szkoda tych, którzy “oblali” ważne egzaminy, a niestety w tym kraju jest ich wielu. Nie, dlatego ze się nie chcą uczyć, ale dlatego że przy tak wielkiej korupcji, jaka jest w Kamerunie i niskiej pensji nauczycieli, by zdać egzamin nie wystarczy umieć, ale trzeba mieć. Niektórzy po raz trzeci oblali egzamin końcowy. Gorzej jak ktoś ma już 18 lat i po raz kolejny “oblał” CEPE (egzamin po pięciu klasach szkoły podstawowej, upoważniający do kontynuowania nauki w Gimnazjum). Jeśli jest drobnej budowy ciała, rodzice mogą jeszcze “za opłatą” “przerobić” Akt Urodzenia i takie “dziecko” może jeszcze raz próbować powtarzać klasę. Jednak, jeśli ktoś jest postawny, to niestety musi szkołę opuścić po 3 powtórkach klasy i już nigdzie go nie przyjmą, bo jest za duży. No i pozostaje dorosłe życie, często bez pracy. A mimo że nie ma pracy to trzeba coś zjeść, a żeby zjeść trzeba mieć pieniądze, albo swoje pole. Jak nie ma pracy, ani pola to pozostaje kradzież niestety. I tak się często dzieje.Ci, co nie zaliczyli egzaminu powtarzają niekiedy 2-3 razy każdą klasę. Niełatwo się nie zestarzeć w szkole podstawowej w Kamerunie. W maturalnych klasach trudno znaleźć kogoś, kto nie ma jeszcze dzieci. Jeśli się “odpowiednio postarać” to można być jeszcze w szkole w wieku prawie 30 lat.
16 czerwca wyleciałem na miesięczny urlop do Polski. To już nie ten kraj, który zostawiłem w 1993 roku, ale zawsze ojczyzna…..Miałem wiele spotkań z rożnymi grupami misyjnymi w parafiach, głownie poznańskich ze względu na skrócony czas urlopu no i trochę wypocząłem od kameruńskich problemów.
Lipiec 2002
Z Polski wróciłem w drugiej połowie lipca. Na lotnisku w Yaounde, czekał na mnie przewodniczący rady parafialnej i prosto z lotniska pojechaliśmy do Bertoua, ….bo pracy po miesięcznym urlopie trochę się na miejscu nazbierało. Jechaliśmy prawie 6 godzin, i szczęśliwie dojechaliśmy o drugiej nad ranem do domu.
Sierpień 2002
Powinien się zacząć przygotowaniami do pielgrzymki. Tego roku chcieliśmy maszerować do Garoua-Boulai – 2 razy 250 km. Niestety tak się złożyło ze biskup zmienił proboszcza: “stary” wyjechał do Polski, a “nowy” się jeszcze nie zainstalował, tak ze proboszcza w Garoua-Boulai nie było i nie było nikogo, kto mógłby nas przyjąć. Tak, że tego roku, pielgrzymka się nie odbyła. Za późno było szukać innej “maryjnej” parafii, a i z pieniędzmi na organizacje pielgrzymki, też w tym roku nie wesoło. Pierwszy rok bez pielgrzymki, nie bardzo wiedzieliśmy, co z sobą zrobić, wszyscy byli bardzo zawiedzeni,….a co z tradycją, dziura w tradycji.
Nie wiedząc, co z sobą zrobić, wzięliśmy się za wakacyjna katechezę dla chętnych i za prace polowe. Mamy przecież ok. 1000 bananowych drzewek na naszym polu i trochę prac pielęgnacyjnych wokół na pewno im nie zaszkodzi. A że u nas w sierpniu popaduje, a we wrześniu zacznie poważniej padać aż do 15 listopada – tak że czas na prace dobry. Szczególnie zaangażowały się do prac dzieci z naszego “Foyer Saint Dominique” (internatu). Wieczorem codziennie film na video.
15 sierpnia pierwsze święto Wniebowzięcia z proboszczem. Jako że nie byłem na pielgrzymce mogliśmy świętować razem. Wymodliliśmy się tego dnia jak nigdy. Szczególnie zaangażowane były grupy maryjne, które działają przy naszej parafii: “Legion Maryi” i “Rycerstwo Niepokalanej”. 26 Września świętowaliśmy też w naszej przydomowej kaplicy klasztornej Święto Matki Bożej Częstochowskiej. Dostaliśmy od Ojców Paulinów piękny gobelin z wizerunkiem Czarnej Madonny. Wisi właśnie w tej kaplicy.
Wrzesień 2002
W początku września byliśmy, z bratem Jakubem w Douala ( prawie 600 km od nas) na tygodniowej kapitule naszego zakonu. Z Paryża przyjechał ojciec prowincjał Bruno Cadore, bracia zjechali się z całej Afryki Równikowej. Kilku braci złożyło swoje śluby zakonne, dwóch zostało wyświeconych na diakonów, wybraliśmy nowego przełożonego naszego Wikariatu, jego radę i obdyskutowalismy bieżące problemy zakonne i duszpasterskie. Właśnie w Douala gdzie odbyła się ta kapituła założyliśmy nowy klasztor pod wezwaniem Św. Józefa. Zmienił się też skład personalny domu w Yoko, ( na północ od Yaounde). Po kapitule bracia kapłani wrócili do swojej pracy duszpasterskiej a bracia studenci na swoje uniwersytety. Niektórzy studiują w Republice Południowej Afryki, inni na Wybrzeżu Kości Słoniowej, Jeszcze inne w Republice Demokratycznej Konga ( dawny Zair). Bracia nowicjusze przygotowują się do swoich pierwszych ślubów zakonnych – w Rwandzie.
We wrześniu 2001 pisałem tak:
“Kolejną formą pomocy dzieciom z naszej parafii, a szczególnie tym z wiosek, jest Internat, który otworzyliśmy nieuroczuście, ( bo na razie tytułem próby) – 1 października.”
Teraz w internacie mamy 17 dzieci, wszystkie kontynuują szkole, mieszkając razem z nami. Taka plebania-internat.
Nasz plan dnia wygląda następująco:
5:30 – pobudka, toaleta poranna;
5:45 – prace porządkowe. Każdy ma swoja “działkę” do wysprzątania;
6:15 – modlitwy poranne. Modlimy się z takich małych brewiarzyków dla świeckich.
6:30 – śniadanie;
6:45 – wyjście do szkoły;
16:15-30 – mniej więcej o tym czasie dzieci wracają ze szkół; 17:00 obiado-kolacja;
17:30 – różaniec;
18:00 – Msza Św.
19:30-21:30 – studium indywidualne (samokształcenie);
22:00 – cisza nocna
Trochę inaczej wygląda środa, gdzie dzieci wracają ze szkoły przed 13:00. Wtedy prosto ze szkoły idą do kuchni na obiad, a po obiedzie praca w polu od 15-17. Kolacja jest wówczas o 19:00. Tego dnia we Mszy Św. dzieci nie uczestniczą. W piątki wieczorem oglądamy film. Wczoraj na przykład trzygodzinny film o królu Salomonie. W sobotę od 7:30 rano – prace w polu do 12:30. O tej godzinie jest obiad i po obiedzie wielkie pranie. Każdy bierze swoje rzeczy do wielkiej torby albo worka i wszyscy wyruszają nad rzekę, każdy z kostką szarego mydła w garści. Niedziela, po Mszy św. o godzinie 10:00 jest dniem przeznaczonym na odwiedziny u rodziny, przyjaciół etc… Dzieci wracają na różaniec na 17:30.
Jakoś dziwnie w tym roku nie było większych problemów z woda. Pompa Studni głębinowej, która jest u sióstr obok, do której jesteśmy podłączeni, w tym roku mniej się psuła. W zeszłym roku chcieliśmy wykopać nasza studnie, taką zwykłą – i jak już pisałem – zaczęliśmy kopać, po kolei aż trzy studnie i zawsze na jakiejś tam głębokości trafiliśmy na skałę. Tak ze nasza pierwsza studnia została zasypana, drugą użyliśmy na śmietnik, też w końcu zasypany, bo pełny. 3 studnia póki co stoi sobie z pół-metrem wody na dnie. Jedynie żaby są z niej zadowolone. Na szczęście woda w kranie jest, tylko trzeba bardzo oszczędzać. Mam nadzieje ze teraz w porze suchej, która właśnie się zaczęła ( od 15 listopada już nie pada) wody tez nie zabraknie. Jeśli brakuje wody – to w porze deszczowej, śmiechu warte!. Wtedy, kilka razy dziennie mamy burze z piorunami i trzeba wyłączać pompę z prądu. Pompa nie pompuje, więc nie ma wody. W porze suchej nie ma burz, wiec pompa częściej pompuje i woda jest.
Też w tym miesiącu, jak prawie w każdym – kolejny objazd wiosek, a więc spowiedzi, Msze Św., sakrament chorych, niekończące się rozmowy, rozwiązywanie konfliktów, rady i porady itp….
Październik 2002
Pora deszczowa w pełni. Codziennie pada, nawet 3 razy dziennie i jeszcze całą noc. Wszystko zaczyna się wiatrem. Najpierw przychodzi silny wiatr, zawsze od wschodu, od kontynentu. Wiatr się ucisza i zaczyna padać. Tak porządnie jakby się oberwały wszystkie chmury. Po największym deszczu, jak już tylko kropi, zaczynają się grzmoty; potężne, niekończące się huki . Z zegarkiem w ręku można słuchać takiego jednego grzmotu trwającego nawet do kilku minut. Potężny nieustający grzmot jakby niebo miało się za chwilę zwalić na głowę,…i za nim -po chwili- drugi i trzeci ….prawie żadnych błyskawic, dopiero noc się rozświetla jak dzień – chyba tak będzie na końcu świata. Póki co, nigdzie indziej takich grzmotów nie usłyszycie.
Niedobitki zapisują się jeszcze do szkoły. Niektórym się przypomina w październiku, że wakacje skończyły się w początku września. Ciągle jeszcze ktoś przychodzi, bo nie ma na zeszyt czy mundurek. Urwanie głowy!
Listopad 2002
2 listopada modliliśmy się razem z biskupem na naszym jedynym cmentarzu w mieście, przy starej katedrze na Nkolbikonie. Jest tam tylko kilkanaście grobów pierwszych misjonarzy i ich katechistów, ale zawsze to cmentarz. Tutaj chowa się zmarłych przy domu, albo nawet w domu. W mieście z reguły znajdą się pieniądze na trumnę, ale na wsi zawija się tylko ciało zmarłego w prześcieradło i tak wkłada do grobu. Grób ma nie więcej jak 1,5-2 m głębokości. Tyle wystarczy, bo ziemia jest tutaj zupełnie inna niż w Europie. Nie tyle że zupełnie czerwona, ale ma taką konsystencję, że można w niej rzeźbić jak w drewnie, mimo że nie ma w niej w ogóle gliny Niektóre plemiona drążą wiec jeszcze na dnie taka niszę w bok i tam chowają ciało, tak że z góry, jeszcze przed zasypaniem, ciała nie widać. Razem z zmarłym do grobu wrzuca się je jego rzeczy osobiste. Kiedyś wrzucano ponoć jeszcze jego żonę, ale tego już prawie nikt nie pamięta. Zmarłych chowa się albo jeszcze w dniu śmierci albo następnego dnia. Wtedy wszyscy, którzy go znali całą noc pija, śpiewają i tańczą wokół zmarłego. Po pochówku, nikt nie myśli odjeżdżać. Zostają na kilka dni; a ci którzy przyjechali z daleka, albo za późno – zostają nawet tydzień i dłużej. Rodzina zmarłego musi to całe towarzystwo wyżywić. Po “imprezie” szuka się winnego śmierci. Albo będzie to wdowa po nim, albo jakiś kuzyn, albo nawet brat czy własne dziecko. Miejscowy czarownik, niekiedy przy pomocnej sugestii, kogoś z rodziny zmarłego, komu bardzo na tym zależy, zawsze “bezbłędnie” znajdzie winnego (z czegoś musi żyć). Okazja zawsze się znajdzie by “trochę” popić i potańczyć. Taki jest często niestety – smutny kontekst naszego głoszenia Dobrej Nowiny.
15 listopada spadł ostatni deszcz. Następny malutki by “pokropić” Boże Narodzenie i kolejny dopiero w kwietniu 2003.
24 listopada kończymy rok liturgiczny uroczystą procesją i Mszą Świętą na cześć Chrystusa Króla Wszechświata.
Grudzień 2002
Zaczął się adwent, czas przygotowania na przyjęcie Zbawiciela. Wczoraj 8 grudnia 2002, przez akt publicznej konsekracji w czasie uroczystej Mszy Świętej – pięciu młodych ludzi uroczyście wstąpiło w szeregi Rycerstwa Niepokalanej.
W najbliższą sobotę jednodniowe adwentowe rekolekcje dla sióstr i księży na biskupstwie. Nasze parafialne rekolekcje w poniedziałek 23 grudnia Ciężko “idzie” z tymi rekolekcjami. Nie ma takiej tradycji, dopiero zaczynamy ją wprowadzać i ludzie nie bardzo jeszcze wiedzą co to są te rekolekcje adwentowe, po co się ich woła jak oni wola iść na ryby, bo to już pora sucha i rzeki pomału wysychają wiec można łapać ryby prawie w ręce. Świętowanie Narodzin Pana Jezusa zaczniemy o godzinie 20:00 jasełkami w wykonaniu dzieci i młodzieży z naszej parafii. Po nich Uroczysta Msza Święta Pasterska, w czasie której ochrzczonych zostanie kilkadziesiąt niemowląt. W samo Boże Narodzenie o godzinie 10:00 Msze Świętą odprawi jak co roku nasz biskup Roger Pirenne. W czasie tej Mszy Świętej kilka osób przyjmie pierwszą komunię Świętą, a kilka sakrament bierzmowania. Proszę Was wszystkich o szczególną modlitwę w ich intencji.
Z mojej strony zapewniam was, że nigdy o was nie zapominam, a w tę szczególną Noc Bożego Narodzenia złożę was wszystkich na ołtarzu Pana.
Merci et Joyeux Noël !
Que petit Jésus vous bénisse !!!
…et Bonne Année 2003 !
O.Dariusz Godawa OP
Nowy rok szkolny 2003-2004
Poniedziałek – 8 września 2003 – Święto Narodzenia MB. “Nasze dzieci zaczęły nowy 2003/2004 rok szkolny.
Padało od pólnocy i rano jeszcze ciagle padało, wiec do szkoły nikt nie poszedł, bo tutaj jak pada to życie sie zatrzymuje.
Jak przestało padać, to i tak z rzadka tylko było widać uczniów na szkolnej drodze, bo wszyscy wiedzą, że przez pierwszy (e) tydzień trzeba przyjść do szkoły z maczetą i karczuje się wszystko co wyrosło na terenie szkolnym. ,….a pada od kwietnia ( pomalu ale pada) więc zielsko na 3-4 m wysokosci wszędzie gdzie tylko jest ziemia. Wiec do “takich” lekcji niekomu się nie spieszy !!! Dzieci , ktore mieszkają ze mną na plebanii też jeszcze nie poszły.
Wieczorem różaniec o 17h30 i po nim Msza Święta na urodziny Matki Bożej.
Wtorek – 9 września 2003 – Do szkoły poszedł tylko: Brice, Herman – to “starzy” (uczniowie w swoich szkołach); i “nowicjusze” , którzy od tego roku bedą chodzili do College Rurale na przeciwko : Ernest, Rodrigue, Prisca, Lisette, Gladys i Raissa. Każdy pomaszerował z maczetą oczywiście, zamiast tornistra. Thomas odchwaszcze teren naszego budujacego się kościoła, Charly pojechal taczką do babci po banany, a Salome, Laurentine i Chancelle są w kuchni,…może coś przygotują do jedzenia !? Jest 11:02
Po sjescia wszyscy poszli w pole, siejemy orzeszki ziemne i sadzimy manioc, cos trzeba jeść. Mamy 9 ha ziemi.
Pora deszczowa poważnie się zaczyna !
Środa – 10 września 2003 – Pada od 3 w nocy. Równiutko, ale skutecznie. Na niebie jedna wielka chmura, ani śladu błękitu. Szaro jak w Polsce. Na szczeście nie ma żadnego wiatru, zresztą wiatry bywają tu z rzadka, zwykle tylko by zapowiedzieć burzę. Oczywiście nikt nie poszedł do szkoły, bo i po co jak i tak żaden nauczyciel nosa z domu nie wychyli jak pada. Spływająca woda żłobi w czerwonej ziemi bruzdy coraz wieksze i większe, gdzie tyko się da. Jest 7:43 rano.
Czwartek – 11 września 2003 – Znowu pada całe przedpołudnie. Do szkoły nikt sie nie wybiera ! Kilku nawet zaspało na poranne modlitwy, tak było ciemno jak jesienią w Polsce. Ok 13 wyjrzało słońce, ludzie zaczęli się kręcić, kilku poszło na pole: siejemy, sadzimy. Jest cieplo i pada dość często deszcz to będzie szybko rosło. No i zaczął padac znowu jak bylismy na polu. Popracowaliśmy 2,5 godziny i zmylo nas do suchej nitki. Wieczorem jak codzień Różaniec i Msza Święta.
Szybka kolacja i projekcja filmu. Niektórzy oglądali poraz n-ty, inni pierwszy raz : “Jezus z Nazaretu” ( ten znany – Zefirelliego – wszyscy juz w Polsce z pewnością go oglądali. My z Jakubem oglądaliśmy dziennik TV ( w 2 rocznicę 11 września)
Piątek – 12 września 2003 – Nie pada, słońce jak za dobrej pory suchej, wszystko paruje, wilgotno ! Część poszła do szkoły. Ci, którzy mieliby męczyć się z chwastami wokół szkoły, (bo nie ma jeszcze nauczycieli wiec coś muszą robić), woleli zostać w domu i pracować na “swoim”. Przyszedł katachista, mięliśmy uzgadniać plan katechezy, ale okazało sie że jest chory – więc katechezę zaczniemy po afrykańsku, kiedyś później. Wieczorem siostra przełożona wyraziła zgodę by jedna z 4 mieszkających obok sióstr dominikanek (krakowskich) prowadziła katechezę. Jeszcze muszę kogoś poszukać ! brak personelu ! Mam dobrych wykształconych i pobożnych pogan, poligamów, konkubinarzy, którzy mogliby prowadzić katachezę, i nie tylko, ale ….. w kościelnych kwitach jest po europejsku, że katecheta, musi być ochrzczony, “komunikowany”, mąż jednej żony etc, etc….. . Musimy zatem poczekac, aż się wszyscy nawrócą ( tylko od czyjego przepowiadania, jak wszystkim zabronione) i wtedy ci nawróceni bedą mogli katechizować, tylko kogo…???
To tak sobie tylko głośno pomyślałem o tych, którzy nigdy w Afryce nie będąc wiedzą najlepiej jak to Dobra Nowinę czarnym głosić ! Zaczęło padać ok 17. Różaniec, a raczej Koronka do Miłosierdzia Bożego ( zawsze w piątki w miejsce różańca). Musielismy krzyczeć, żeby sie słyszeć, że się razem modlimy ! Msza Święta też przy ulewnym deszczu. Nikt nic nie słyszał, każdy tylko na mnie patrzył, kiedy uklęknąć , kiedy podniesienie, a kiedy “Ojcze Nasz”. Jak zrobiłem nad nimi duży znak krzyża i pocałowałem ołtarz, wszyscy wiedzieli że Msza się skończyła i chyba ktoś coś śpiewał “na wyjście”, bo widziałem jak otwierali usta. Ciekawe jak wielu moich drogich czytelników w Polsce domyśli się dlaczego taka “głucha” była ta “Koronka” i Msza Święta. Może ktoś już wie ? Jeśli tak, to proszę kliknąć tutaj.
Sobota – 13 września 2003 – Parę chmur na niebie, idziemy w pole. Kilku chlopaków będzie odchwaszczać (kolejny raz) teren pod budowę kościoła. Fundamenty już są od 3 lat, ale z murami schodzi sie przewielebnej Kurii i schodzi. Jest trochę pieniędzy z Rzymu, oczywiście może połowa zaledwie ( i przysłali, że już więcej nie mogą wysłać), ale jakoś trudno te pieniążki z kochanej kurii wyciągnąć. Tak trzeba po mału po malutku, po afrykańsku. A może tak lepiej,. żeby nie było, że proboszcz wybudował kościół i jest jego a nie nasz. Może trzeba żeby to bylo 46 lat jak w Jerozolimie, żeby ludzie poczuli, że to ich kościół, a nie hierarchii. Ja nie mam nic przeciwko ! Niech i tak będzie ! Chciałoby się tak po europejsku w parę miesięcy, maximum 2-3 lata, a tu zejdzie po afrykańsku może 6 lat jak dobrze pójdzie. A jak będzie 46 to chyba też nie będzie to główną przyczyną końca świata ! Jest 12:04. Dzieciaki wracaja z pola n a obiad. Sjesta, a później chyba jak zwykle będzie padać i znowu będzie na głucho tym razem Różaniec, tylko ( Msze w soboty są rano ). Jest12:06, w Polsce 13:06.
Niedziela – 14 września 2003 – Pierwsza Msza Święta zaczęla się o godzinie 8:00. Ustaliliśmy parę lat temu z Radą Parafialną, że w niedziele będą dwie Msze: pierwsza w Ewondo, o ósmej właśnie i druga po francusku o 10:30.
Ta pierwsza jest dla dorosłych, więc w języku miejscowym , a druga dla dzieci i młodzieży więc po francusku.
Tak naprawde to ten język “Ewondo” to nie jest miejscowy, tylko “przyszedl” tutaj na wschód z Yaounde w latach 40-50 razem z holenderskimi misjonarzami ze zgromadzenia “Ducha Świętego” ( w Polsce zgromadzenie to, ma swój główny dom w Bydgoszczy).
Do dziś, przynajmniej w Bertoua, Ewondo jest używany dość często jako język liturgii i w swojej formie uproszczonej, tzw. mongo-ewondo jako język komunikacji, zwłaszcza dla osób starszych. Musi być jakiś język do komunikacji między plemionami, bo tutaj co wioska to inne plemię i inny język. Mówią że w calym Kamerunie jest przeszło 200 języków. Dla przykladu podam, że na “naszej drodze” w Koume-Gofii mówi sie w Baya, Kako i w Maka. W nastepnej wiosce oddalonej o 5 km , która nazywa się Ekombitie mówi się już tylko w Maka, w kolejnych – Koundi i Yoko-Betougou też Maka; ale na tym się kończy. 3 km za Koundi w Mbethen mówi się już w języku Mbethen ( jak wioska). Za Mbethen kilka kilometrów jest Dondi i tam mówi się już w języku Pol ( wcale nie podobny do polskiego). Jedynie Viali, Yambeng, mogą dobrze się dogadać z mieszkańcami Dondi, ale już w Bombi mówi się inną odmianą języka Pol. Ci zaś dogadają się z wioską Kano, ale trudniej dogadać im się z Mambaya, oddaloną o 11 km, gdzie jak mówią, ten sam Pol, ale zupelnie inaczej wymawiany. 15 km za Mambaya jest jeszcze inny język zwany Kepere. To w kilku wioskach w okolicach Deng-Deng – dawnym niemieckim mieście, które dzisiaj liczy może z 40 domów i jedną aleję palmową zasadzoną jeszcze przez niemców przed 1918 rokiem.
Młodzi mówią coraz częściej w języku francuskim. Zwłaszcza w Bertoua, w mieście, gdzie spotyka się może 50 różnych języków i narzeczy, jedynym językiem komunikacji jest francsuki. Po swojemu mówi sie w domu, ale już na podwórku obowiązuje francuski. Angielskiego praktycznie, mimo że Kamerunu jest niby państwem z dwoma językami urzędowymi : francuskim i angielskim, nikt nie zna, a jeśli – to bardzo bardzo słabo.
Więc ( młodszym przypominam , że od “więc” się zdania nie zaczyna 🙂 pierwsza Msza była w “Ewondo” a druga po francusku. Obie z święta Podwyższenia Krzyża, tak jak jest w naszym diecezjalnym kalendarzu liturgicznym. W pierwszą niedzielę miesiąca po pierwszej Mszy rada parafialna ma swoje zebranie – wyjątkowo teraz było w drugą -, a po drugiej Mszy spotykają się młodzi z różnych grup dziecięco-młodzieżowych. Tak też było i dzisiaj …..
Jest godzina 15 z kawałkiem. Wszystko ucichło, wszyscy się rozeszli, nawet chłopaki z naszego “Foyer” wyszli na przechadzkę. Dziewczyny za karę musiały zostać w domu. W sobotę jadły poza godzinami posiłków w czasie jak chlopaki byli w polu. Ci się oburzyli i poprosili mnie, by je ukarać, bo dla niech już niewiele zostalo na wieczorny posiłek. I tak też się stało, dziewczyny zostały ukarane karą zaaplikowaną przeze mnie , ale “wymyśloną” przez chłopaków. Wesoło mamy prawda !?…. Tu nikt sobie “głowy nie zawraca” prawami dziecka ! W szkołach (nie wszystkich, na szczęście albo nieszczęście) kary cielesne są na porządku dziennym. I jakoś “dziwnie”, ale większość rodziców tam właśnie chce posyłać swoje dzieci.
Poniedziałek – 15 września 2003 – Wspomnienie Matki Bożej Bolesnej. Rano pobudka o 5:30, prace porządkowe. Modlitwa o 6:15 i po małym śniadaniu wszyscy do szkoły. Nie pada ! Msza Święta po różańcu jak codzień, z tym że bardzij uroczysta – śpiewana, tzn z chórem. Śpiewały “nasze dzieci” z “Foyer”. Nie był to chór poznańskich słowików, ale jakoś wypadło. Wieczorem duży wiatr i zgasło światło. Wszyscy poszli spać. Z Księdzem Eugeniuszem, przy lampie naftowej, omawialiśmy plany naszego budującego się kościoła. Dzieciaki śpią już od 20-tej. Normalnie w roku szkolnym od 19:30 do 21:30 jest samoksztalłcenie, …ale szkoła jeszcze się nie zaczęła na poważnie, więc niech sobie pośpią….
Wtorek – 16 września 2003 – Przyszli robotnicy robić pustaki. Ale jeden się skaleczył więc poszli do domu.
Środa – 17 września 2003 – Słońce od rana, pięknie. Odprawiłem Mszę Świętą o Robercie Bellarminie u sióstr o 6:30 ! Na śniadanie zjadłem chleb z dżemem i popiłem letnią wodą. Nie mogę ani kawy, ani herbaty. Chyba wrzód na żołądku; sam postawiłem diagnozę i zapisałem sobie leki. Jeszcze 4,5 tygodnia kuracji. Co wieczór dzieciaki robią mi jakąś miksturę z potwornie gorzkich kulek, owocopodobnych – niby ma pomóc. Zobaczymy czy pomoże i czy moja diagnoza była dobra ! Wszyscy w szkole. Wracają o 12:30. Środowe popołudnia nie ma lekcji, jak we Francji. Robotnicy robią pustaki. Jest 10:12. O 15:00 zapisy na rok katechetyczny 2003/2004.
Nowy rok szkolny 2004-2005
Nowy rok szkolny 2004-2005
WRZESIEN 2004
W poniedziałek, 6 września 2004 rozpoczął się rok szkolny. Ale oczywiście nie nauka. Jak wszystko w Afryce, i nauka musi się zacząć ze stosownym opóźnieniem. Oczywiście jak co roku, z nastaniem pory deszczowej, każda poważniejsza ulewa bardzo obniża motywację do pójścia do szkoły. Nie tylko uczniom. Nauczycielom czasem też.
Jako, że życie tu toczy się wolniej niż w Europie, pierwszy dzień roku szkolnego nie oznacza żadnego przyspieszenia, a uczniowie spokojnie ” rozpędzają się” do szkolnego trybu życia. Przez pierwsze tygodnie zapisują się do szkoły (zapisy w październiku są czymś normalnym, ale rekordziści potrafią to zrobić nawet w grudniu!!) Na szczęście ci, którzy jeszcze się nie zapisali w pierwszych dniach, wiele nie stracą, gdyż i w tym roku, zgodnie z tradycją pierwszy tydzień zacznie się od pracy fizycznej i karczowania z chwastów terenu szkolnego.
Dzięki Waszej pomocy finansowej mogliśmy w zeszłych latach wysłać do szkoły ok. 800 dzieci. W tym roku chcielibyśmy, by wszystkie mogły kontynuować naukę. Co więcej, jeśli będzie możliwość, postaramy się pomóc kilkunastu następnym. Nie wiem czy to się uda, bo nasi ” rodzice” czasami muszą zrezygnować z adopcji, ze względu na trudne warunki materialne. Ale za to wciąż pojawiają się nowi. Będzie jak Bóg zechce!
Serce się kraje, gdy dziecko chce się uczyć, a nie ma warunków finansowych. Tutaj chodzenie do szkoły i nauka wymaga naprawdę wysiłku i samozaparcia tych najbiedniejszych. Niektóre chodzą pieszo po 6-7 kilometrów aby dotrzeć do szkoły, dźwigając obowiązkowe 380 stronicowe zeszyty. Po szkole pomagają w polu. A potem dopiero mogą się pouczyć. Ale jak tu się uczyć, jeśli nawet nie ma stołu na którym można położyć zeszyty z notatkami? ( O książkach można zapomnieć. Są tak drogie, że mają je tylko najbogatsi.) Siada taki malec przy kiepsko świecącej lampce naftowej. Wokół cała rodzina. Obok uczy się czego innego starsza siostra. Młodsze rodzeństwo szaleje bawiąc się i chichocząc, za chwilę zaczynają bójkę. Mama coś je. A może też się uczy, bo tu przecież matką można zostać w wieku 16 lat, a podstawówkę ” ciągnąć” do 30….
Aby polepszyć warunki nauki, tym, którzy mają bardzo daleko do szkoły i pochodzą z najbiedniejszych rodzin stworzyliśmy nasz ” pięciogwiazdkowy” internat. Z każdym rokiem powiększa się nam gromadka. Teraz mamy 22 mieszkańców. To super, ale skrycie marzę o chwili, kiedy nasz internat będzie ogólnodostępny dla wielu dzieci, a nie dla kilkunastu czy kilkudziesięciu szczęśliwców.
Wczoraj oprowadzałem ” nowych” . Po raz pierwszy w życiu odkrywali takie zjawiska, jak woda bieżąca i kanalizacja. Trzeba ich wszystkiego uczyć od zera. Naprawdę!. Musiałem pokazać jak się odkręca kran. Trzeba było objaśnić chłopcom, że w pewnych sytuacjach podnosi się deskę klozetową. I naprawdę już nie dziwią mnie pytania takie jak ” A co to jest ta różowa wstęga co zwisa w łązience?”
Pozostałe dzieci otrzymują pomoc finansową. Bo szkoła to nie tylko czesne i zeszyty. Każde dziecko musi sobie sprawić obowiązkowy mundurek, strój gimnastyczny i buty sportowe, a często nie mają pieniędzy nawet na ołówki czy linijki. Ale pomalutku, powolutku z pomocą Boską i naszych kochanych ” rodziców” z Polski i nie tylko, dajemy sobie jakoś radę.
Ostatnio coraz bardziej pada i coraz częściej są burze. Muszę wtedy odłączyć się od internetu. Na szczęście nie na długo. Czasem trzeba sprawdzić co się w świecie dzieje.
Pozdrawiam Was wszystkich i z całego serca błogosławię.
Do zobaczenia w październiku!!!!
PAZDZIERNIK 2004
Ani się obejrzałem, a tu już październik się zbliża ku końcowi. Dzieciaki w naszym Foyer Saint Dominique powoli wpadają w tryb nauki. Nie zauważa się jak ten czas mija, szczególnie kiedy nic nadzwyczajnego się nie działo. Ostatnio dni podobne są jeden do drugiego. A taki ” dzień jak co dzień” zaczyna się o 5.30 porannym dzwonkiem na pobudkę. To Jacky 21-latka, najstarsza we Foyer, zrywa się rano i nie pozwala nam zbyt długo ” leniuchować” w łóżkach. Tu zmrok zapada bardzo szybko # ok. 18h30, tak więc lepiej wstać wcześniej by móc nacieszyć się dniem. Po pobudce, Jacky pomaga 7-letniej Alidzie i 4-letniej Hildzie ubrać się, a potem pędzi do szkoły. Dziewczyna musi się spieszyć, bo ma do przejścia 7 km, co zajmie jej pewnie około półtorej godziny. Tymczasem głuchoniema, 14 letnia Epiphanie odprowadza Alidę na taxi-moto do naszego sąsiada ( ma córkę w wieku Alidy i razem tą samą moto-taxówką jadą do szkoły) Hilda zaś z naszą najmłodszą Natou powoli wybierają się obok do przedszkola im św. Józefa, prowadzonego przez nasze siostry dominikanki. Reszta dzieci do 6.15 ma czas na wykonanie swoich obowiązków. Jedni karczują zielsko, inni zamiatają obejście lub myją werandę. Najstarsi i najsilniejsi noszą wodę do kuchni lub rąbią drzewo. W każdym pokoju jest dyżurny odpowiedzialny za pościelenie łóżek i umycie podłogi. Dodatkowo Salome i ja opiekujemy się naszymi pieskami. Ostatnio dostaliśmy od pewnego Greka z Yaounde bardzo sympatycznego owczarka niemieckiego, którego nazwaliśmy LoupLoup (Loup to po francusku Wilk; czyt. Lu-lu)
Podobnie jak na wsi, aby coś zjeść trzeba popracować od czasu do czasu na polu. Przeznaczamy na to 2 godziny w środę po południu (ze względu na standardowy podział ról – chłopcy pracują trochę dłużej niż dziewczyny) i cały sobotni ranek. Sobota po południu to czas prania, ale oczywiście najpierw wspólny sycący obiad o 12h30. Po pracy w polu wszyscy jedzą, aż im się uszy trzęsą. A potem już wielkie pranie, które bywa okazją do świetnej zabawy # woda, chlapanie itp. (Jeśli się jeszcze nie domyśliliście, to piszę – nie mamy tu pralki automatycznej.)
Pralki nie mamy, ale oczywiście mamy video. Bez pralki dzieci mogą przecież przeżyć, ale bez filmów ? Wieczorami oglądamy sobie różne mniej lub bardziej ciekawe ” dzieła sztuki” . Od czasu do czasu staram się pokazywać filmy nawiązujące do historii biblijnych. Potem urządzamy sobie quizy sprawdzające kto ile zapamiętał. Ostatnio oglądaliśmy filmy o Abrahamie, Józefie i Jakubie. A potem sprawdzaliśmy kto ma najlepsza pamięć . Pewnie nie wszystkie dzieciaki w Polsce znają odpowiedzi na pytania typu ” Jak miał na imię wujek Jakuba ?” ” Kto był ciotką Zaboulona?” ” Ilu i jakich synów urodziła Lea? ”
Oczywiście, dużym powodzeniem cieszą się najbardziej popularne filmy w stylu ” Zabili go a on uciekł” z udziałem gwiazd takich jak Arnold Shwarzeneger czy Sylwester Stallone. Gusty dziewcząt, które czasem chcą odpocząć od brutalności, też uwzględniamy. Parę tygodni temu, przeżywaliśmy ” powolne umieranie na ekranie” pt. ” Titanic” .
Nasze Foyer to taki mały klasztorek. Modlimy się codziennie na małym brewiarzu. Nasz liturgista wyznacza, kto będzie czytał czytania, kto śpiewał antyfony, kto będzie intonował kantyk Zachariasza czy śpiewy. Wieczorem po różańcu, jak co dzień, Msza Sw. W tygodniu krótsza w niedziele dłuższa. Po Mszy w niedziele, jest czas wolny. Zazwyczaj młodzi idą w podgrupkach na spacery lub odwiedzają najbliższych. Nasz ” mól książkowy” Mathurin od czasu do czasu dobiera się do naszej biblioteczki.
I tak mija dzień za dniem i tydzień za tygodniem. Za mniej więcej trzy tygodnie skończy się pora deszczowa i nie będzie już problemów z wyłączaniem prądu w czasie burz. Tak więc następne wiadomości będę pisał w nowej porze roku.
A tymczasem pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie i dziękuję za pamięć i wszelką pomoc.
Do zobaczenia w listopadzie!!!!
LISTOPAD 2004
Wydawałoby się, że tylko co wysłałem list z październikowymi nowinami, a tu już się listopad kończy. W naszej polskiej tradycji jest to miesiąc szczególnie przypominający nam o świętych obcowaniu. Chyba prawie każdy wybiera się 1go listopada na cmentarz by odwiedzić groby najbliższych. Będąc w dalekim Kamerunie, w tym dniu szczególnie odczuwa się nostalgię za tym pochmurnym chłodnym wieczorem, wśród tysięcy zniczy i kwiatów na cmentarzu. Jak brakuje tej możliwości wypowiedzenia kilku słów modlitwy nad grobami najbliższych. Nad grobem mamy….
Jako, że mamy mały 4 grobowy cmentarzyk przyparafialny, przez całą oktawę Wszystkich Świętych chodziliśmy tam , jak przystało z procesją. Przez cały miesiąc odprawiałem nabożeństwa za zmarłych. Miałem też kilka pogrzebów, ludzi głównie zmarłych na AIDS i kilku 60-65 letnich staruszków. (mało kto dożywa 70-80)
Przez dwa pierwsze tygodnie miesiąca odwiedzałem również chorych, na tą nieuleczalną chorobę. To straszne patrzeć na tych, w większości młodych ludzi, którzy już nie mają szans na przeżycie. Brak wiedzy i edukacji oraz ich beztroski styl życia sprawia, że AIDS zbiera tutaj wielkie plony. Jedyne co mogę zrobić to starać się pomóc w najtrudniejszych chwilach chorym i ich najbliższym. Jednakże strasznie ciężko jest pocieszać w szpitalu ludzi płaczących ze strachu przed śmiercią. Tak naprawdę nigdy do końca nie wiem co mogę im powiedzieć by przynieść ulgę. Pobożne nadzieje często są zupełnie niezrozumiale dla kogoś kto po chrzcie świętym nogi w kościele nie postawił i przesiąknięty jest zabobonami i miejscowymi czarami do szpiku kości. W czasie pogrzebów by dodać otuchy rodzinie, mówiłem tylko, że wielką łaską jest umrzeć w listopadzie, a może do kogoś cos dotrze…..
Nie chcę jednak byście mieli wrażenie, że cały czas u nas jest smutno. W połowie listopada mieliśmy gości – ojców kapucynów. Byli to polscy zakonnicy, pracujący na misji w Gabonie, którzy nas odwiedzili. Ich wizyta trwała trzy dni. Podróż niewiele krócej . Wydawałoby się, że Gabon, który graniczy z Kamerunem jest tak blisko. Ale żeby do nas dojechać, trzeba spędzić w podróży całe dwa dni. Podczas tej krótkiej wizyty staraliśmy się jak najbardziej nacieszyć obecnością naszych gości. Dało nam to wiele radości, ale też wymagało ciągłego wysiłku, by zapewnić im jak najlepsze warunki pobytu.
Pod koniec miesiąc obchodziliśmy 10-lecie archidiecezji. Odbyła się wspaniała uroczystość. Honorowymi gośćmi byli czterej biskupi naszej prowincji kościelnej i miejscowy gubernator. Uczestniczyło w niej kilkudziesięciu księży, przeszło setka kleryków i tysiące ludzi. Po uczcie duchowej – eucharystii, nastąpiła uczta dla ciała. Wszyscy byli zadowoleni i objedzeni jak nigdy.
W międzyczasie płyną dni po kolei. Powoli zmienia nam się pora roku. W Polsce już ponoć padał nawet śnieg i robi się coraz zimniej, a u nas na odwrót. Teraz już prawie wcale nie pada i robi się coraz goręcej, a nawet uściśliłbym, że to gorąco robi się coraz okropniejsze. Teraz czeka nas prawie pół roku suszy.
Ostatnio zaczął się psuć nasz stary poczciwy samochód. Coraz więcej czasu spędzam na jego naprawie. Oprócz bycia księdzem, muszę być jeszcze mechanikiem, hydraulikiem, stolarzem i wychowawcą i nie wiem kim jeszcze. Ostatnie dni przyniosły ze sobą tyle pracy, że nie mam nawet czasu zająć się swoim zdrowiem – zaczął mnie dokuczliwie boleć ząb i daje się ostro we znaki. A ja już nie wiem za co się zabrać.
Dlatego tak bardzo serdecznie dziękuję Wam wszystkim za modlitwę i pomoc materialną. Bez Was bym w ogóle sobie chyba nie dał rady. Serdeczne Bóg zapłać za Waszą pamięć i troskę!
GRUDZIEN 2004
Trochę spóźniony list, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. W “grudniowych wieściach” należy napisać o Bożym Narodzeniu. I nagle robi się styczeń. Jak się domyślacie cały miesiąc zajęło porządkowanie dusz i mieszkań na przyjęcie Jezusa. W czasie adwentu objeżdżałem kolejne wioski i spowiadałem. Niestety spowiadają się tylko dzieci i młodzież do lat 13-14. Starsze dziewczyny są już często w związkach i z racji konkubinatu nie mogą się ani spowiadać ani przystępować do komunii. Czas spowiedzi (na szczęście tylko 1-2 godziny) mogłem potraktować jako adwentowe umartwienie, gdyż przez cały czas cięły mnie niemiłosiernie prawie niewidoczne muszki mut-mut.
Po spowiedzi odprawiam Mszę świętą z długim kazaniem i z wszystkimi zwrotkami wszystkich pieśni. Następnie odbywa się biesiada z katechistą i notablami wioski, oczywiście w jednym z najlepszych domów w wiosce. (“najlepszy” niekoniecznie znaczy “w dobrym stanie” .) Miejscowe jedzenie popijamy palmowym winem. Wino takie robi się w następujący sposób. Ścina się palmę, a następnie nacina. Z nacięć, do podstawionego naczynia, zaczyna ciurkiem lecieć ciecz o kolorze rozwodnionego mleka. Z jednej palmy zbiera się tego w sumie ok. 120 litrów, ta spływająca z nacięć ciecz w ciągu 2-4 godzin fermentuje i nadaje się już do picia. Jako “karafka” służy nam zazwyczaj plastikowy bidon, a jako “kieliszki” wykorzystujemy plastikowe kubki lub słoiki. Niestety wadą tego trunku, są bardzo licznie utopione owady, które trzeba zdmuchnąć nim rozpocznie się “degustację”
Objazd zacząłem od wioski Kano oddalonej o 55 km. Tutaj ubyło nam sporo wiernych, gdyż od 2 lat działa tam katolicki kościół gallikański. Tam Pan Bóg jest “bardziej miłosierny” , gdyż poligamia nie przeszkadza w przystępowaniu wiernych do sakramentu komunii świętej . Sam kościół we Francji ma tylko kilka tysięcy wiernych zgromadzonych w kilku zaledwie kościołach, ale tutaj, jak się domyślacie, zaczyna robić furorę. Żal tylko, że katechista z Kano (najbardziej światły), jest w konflikcie z poprzednim katechistą, co nie ułatwia nam utrzymania ludzi w naszym kościele rzymskim.
W innych wioskach bywa różnie. Czasami nie mam odpowiednich ludzi na katechistów, czasami są z nimi problemy. Kaplice też bywają różnej jakości. Niedługo napiszę o tym więcej.
W grudniu kończy się trymestr szkolny. Dzieciaki z foyer przyniosły świadectwa. I powoli zaczęły się zbliżać święta. Już na tydzień wcześniej zaczęły się wielkie porządki: zamiatanie pajęczyn, mycie ścian i podłóg, pranie nielicznych zasłon i firanek oraz ubrań, itp. Itd.
Najpierw, w ramach rekolekcji dla parafian, przeprowadziłem półtoragodzinną konferencję, następnie odmówiliśmy różaniec i odprawiłem Mszę świętą. W ramach jednodniowej “przerwy” porządkowaliśmy teren dookoła kościoła, a w międzyczasie spowiadałem. Następny dzień to były rekolekcje młodzieżowe. Od 7 rano: konferencja, różaniec, a potem praca w grupach na temat: “Młodzi i kościół” . Potem odprawiłem Mszę i o 13 zakończyliśmy wszystko wspólnym posiłkiem. Nazajutrz – 23go grudnia zorganizowaliśmy wieczorek kulturalno oświatowy. Atrakcją były występy chóru młodzieżowego, skecze, balet dzieci, oraz dwie scenki teatralne.
Dzień wigilii przeszedł spokojnie. O 17.30 odmówiliśmy różaniec. A jako, że wspólny wigilijny wieczór jest tu nieznany, poszedłem na kolację do sióstr. Połamaliśmy się opłatkiem, posłuchaliśmy kaset z kolędami, trochę przynuciliśmy i zjedliśmy parę dań “a la polonaise” .
Pasterkę zaczęliśmy o 20. Jest to czwarte co do wielkości religijne wydarzenie po Środzie popielcowej, Mszy Wielkiej Nocy i Mszy porannej w samo Boże Narodzenie. Tak najwięcej ludzi jest na Mszy w Srode popielcowa. Dlaczego ? …Napisze w swoim czasie. Tym razem na Pasterce było trochę mniej ludzi, gdyż nie było chrztów, które odbyły się nazajutrz 25 grudnia. Jak zwykle Msza była bardzo uroczyście celebrowana przez naszego biskupa –Roger. W koncelebrze był również ks. Andrzeja Kryńskiego – rektora Akademii Polonijnej w Częstochowie i ja. Jako, że nie było w tym roku nikogo do bierzmowania, biskup udzielił chrztu 17 dzieciom i jednemu dorosłemu.
Potem, zaprosiłem gości: biskupa, ks. Rektora Andrzeja i jego znajomego młodego belga, Adriana, na poczęstunek do plebanii. Na przekąskę były orzeszki arachidowe. Głównym daniem mięsnym była oślina (dzień wcześniej było osłobicie ). Dla części zaproszonych była to pierwsza degustacja… Na szczęście na deser były ananasy, arbuzy, papaje, i wspaniale przyjęte ciasta od sióstr – placek z makiem i babka.
A tym jak witaliśmy Nowy Rok napiszę pod koniec stycznia. Ale już Wam życzę wszystkiego najlepszego i z serca błogosławię!!!
STYCZEŃ 2005
Ze względu na to, że otrzymuję od Was wiele pytań, postanowiłem odpowiedzieć na najczęstsze. Mam nadzieję, że to wiele wyjaśni. Co więcej – może zechcecie zachęcić swoich znajomych by przyłączyli się do naszej akcji. Teraz będzie Wam o wiele łatwiej, gdyż sami będziecie mogli udzielić im informacji potrzebnych do podjęcia przez nich ostatecznej decyzji. Załączając ten list, lub kierując ich do naszej strony internetowej, odpowiecie na ich wszystkie wątpliwości – i mam nadzieję, zachęcicie do przyłączenia się do naszego łańcucha ludzkich serc.
O tym, co się u nas ostatnio działo, napiszę w liście “lutowym” .
Życzę miłej lektury i serdecznie Was pozdrawiam i błogosławię!!!
Que Dieu Vous benisse i do zobaczenia w lutym 2005